Na szczęście wracają i już nie muszę wyczerpywać jego skromnych rezerw. To niesamowite, jak słońce potrafi poprawić humor. Może i jest placebo, ale co z tego, skoro pomaga?
Powoli zaczynam czuć, że znowu panuję nad swoim życiem i to ja dyktuję mu warunki zgodnego kooperowania. To poczucie jest tak nudne i monotonne, a zarazem daje tak wiele spokoju i szczęścia, że... ciężko w nim trwać, a jednak bez niego też się nie da. Zderzające się ze sobą przeciwstawne wrażenia za nic nie chcą się dopasować, całe życie trzeba lawirować, kombinować... po prostu mysleć. Nic więcej. Ale myślenie nie jest w cenie. Brzmi jak przeżytek. Ludzie boją się myślenia, bo to mogłoby doprowadzić do myślenia o samym sobie. A chociaż człowiek lubi być w epicentrum (to tak w związku z Japonią) świata ludzkiego, to jednak gdy przychodzi do bycia sam na sam ze sobą, pojawia się strach, niechęć. Kto chce poznać samego siebie? Teoretycznie każdy, ale od chęci do czynów zawsze będzie w tym przypadku daleka droga.
Nie, nie przemawia przeze mnie pesymizm. Nie widzę wszystkiego w czarnych barwach. Nic z tych rzeczy, po prostu po raz n-ty w moim dotychczasowym życiu zawiodłam się. Nie tylko na innych, ale również na sobie samej. Jednak dobrze, że czasu nie da się cofnąć. To ani trochę by nie pomogło, bo każdy wpadałby w kolistą pułapkę własnych błędów.
Koniec. Nigdy więcej nie powiem nigdy, ale też w najbliższym czasie nie napiszę niczego, co byłoby wyrazem mojego rozczarowania światem w wyniku obserwowania świata naokoło. Będę patrzeć na ludzi w autobusach, na ulicach, będę cieszyć się znowu słońcem, będę po prostu szczęśliwa, bo chyba nadal chcę być dzieckiem. Beztroska w naszym życiu to cudowne remedium. Nieważne w jaki sposób wywołana, zawsze pozwala odbić się, chociażby na chwilę, od dna. Alternatywna forma ucieczki, krótkotrwała, więc bardziej bezpieczna. Wiem jedno - cokolwiek by się nie działo, nie utonę, nie spadnę, nie... no nie.