Wolne...w sumie siedze cały dzień sama...na prawie cały.
Zaliczyłam wos. Myślałam że nie dam rady ale widać mam szczęście...
"Co było a nie jest, niektórych nie grzeje,
Ty nie oceniaj mnie według siebie."
Taki reminestencyjny klimat mnie dopada...smutne święto. Nie cierpie takich dni. Wracanie do przeszłości jest w pewnym sensie kopaniem dołów pod sobą...po co żyć czymś co już nie wróci? Koniec! Dość! Nienawidze tego. Ludzie pytają dlaczego taka jestem? To znaczy jaka? Sama nie wiem. Demony przeszłości. Siedzą cicho, nie dają znaku swojej obecności a wychodzą wtedy najmniej ich potrzebuje. Ponoć ludzie są mają dwoistą nature. Rozdwojenie jaźni.
"Skąd pochodzimy nie ma ideałów,
Tu nawet święci spadają z piedestałów."
Tak w prawdzie już sama nie wiem o co mi chodzi.
Przecież jest dobrze, czuje się kochana. To o co chodzi?
Grubsza rozkmina.
Przyznam ostatnio jestem szczęśliwa ale przychodzą takie dnie że nie chce mi sie o niczym pozytywnym myśleć.
Nie lubie podążać za tłumem, za modą czy innymy pożądanymi bzdurami współczesnego społeczeństwa.
"Przeciw wszystkiemu co ciągle nas dzieli,
Przeciw wszystkiemu co chce nas pokonać."