Ostatnio zastanawiałam się co właściwie powinno motywować mnie do wytrwania na diecie. Po wszytstkich przemyśleniach doszłam do wniosku, że motorem, który mnie napędza jestem ja sama. Chcę w końcu popatrzeć w lustro i powiedzieć: "Ojej, mają rację - faktycznie jestem chuda". Chcę ubierając się rano czuć, że faktycznie dobrze w nich wyglądam, uśmiechać się do mojego brzuszka codziennie rano;)
Chciałabym również będąc w jego ramionach czuć się unoszoną, a właściwie podtrzymywaną, żeby nie odlecieć.
Za co jestem mu wdzięczna? Za to, że będzie mnie kochał. Bez względu na wszystko.