Widać, że dobrze się dogadują. Mają dużo wspólnych tematów, w końcu rówieśnicy.
Cały czas tylko intrygował mnie ten Maciek.
Tydzień później już ze wszystkimi się dogadywałam w pracy. Z Pawłem tak się zaprzyjaźniłam, że niektórzy mogli pomyśleć, że coś nas łączy. Gdyby nie więzy krwi, może i by coś z tego było.
Wujek po pracy zawołał mnie na zaplecze. Miałam złe przeczucie.
- Wiem, że możesz nie być zadowolona, ale mam coś dla ciebie - popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem, więc kontynuował - To dla ciebie.
- Pudełko?
- Zawartość - zaśmiał się.
Otworzyłam pudełko i zamarłam. Czarne szpilki? Przecież ja nie umiem chodzić w takich butach!
- Musisz w nich chodzić w pracy.
- Proszę?! Nigdy nie lubiłam chodzić w butach na obcasach. Unikam tego jak ognia!
- Ja wiem. Dlatego nie kazałem ci ich nosić od początku. I masz czas do końca miesiąca żeby się nauczyć. Wszystkie pracownice muszą nosić identyczne buty.
- Dobra, rozumiem - powiedziałam zrezygnowana - Do zobaczenia jutro.
Zabrałam pudełko do domu. Położyłam je na stoliku, usiadłam naprzeciw i gapiłam się w nie.
"Dobra, muszę!" powiedziałam w końcu do siebie i założyłam szpilki. Przeszłam w nich kilka metrów i więcej nie mogłam. Mała przerwa i znowu. Kiedy Dawid wszedł do domu i mnie zobaczył, nie mógł opanować śmiechu. Na ten dźwięk się przestraszyłam, straciłam równowagę i upadłam. Zaczęłam się śmiać sama z siebie.
Po uspokojeniu się, wszystko opowiedziałam bratu i znów zabrałam się za ćwiczenie.
Następnego dnia, kiedy w hotelu było mało ludzi, siedziałam z Pawłem przy barze i rozmawiałam. W końcu przez drzwi weszła grupka chłopaków. Mój kuzyn chyba ich zna, bo na ich widok się uśmiechnął. Trzech z nich usiadło przy stoliku, a dwóch podeszło do recepcji.
- Znasz ich? - zapytałam kuzyna.
- Tak. Nie poznajesz tego jednego przy recepcji?
- Czekaj.. - przyjrzałam się dokładnie - Maciek?
- Tak. Obok niego Kacper, a przy stoliku Przemek, Michael i jakiś jego mechanik.
- I tak ich nie zapamiętam - zaśmiałam się - no dobra, czas wracać do pracy.
Podeszłam do tych trzech chłopaków z pytaniem o zamówienie. Wzięli po deserze czekoladowym. Kiedy zapisywałam wszystko w notatniku, podszedł Maciek z kolegą.
- Oo, witam - przywitał się.
- Cześć. Miło cię widzieć.
- Ciebie też. Pracujesz tu?
- No jak widać - nastąpiła chwila ciszy - zamawiasz coś?
- Przynieś tylko wody - uśmiechnął się. Ja skinęłam głową i odeszłam.
Po skończonym lunchu, Maciek i.. Kacper?, o ile dobrze pamiętam, pożegnali się z resztą i poszli na górę. Do pokoi? Podeszłam do stolika, żeby wziąć naczynia. Zaniosłam je do kuchni i zagadałam do kuzyna.
- Oni będą tu mieszkać?
- Przez dziś i jutro. Pojutrze po obiedzie wyjeżdżają.
- Czyli powiadasz, że do niedzieli. Czemu?
- Bo w niedziele mają zawody.
- Jakie zawody? - nie rozumiałam.
- Jeżdżą na żużlu, przecież ci mówiłem - zaśmiał się.
- O Jezu, faktycznie - zrobiłam facepalma. - Czyli że oboje nie są z Tarnowa?
- Maciek mieszka we Wrocławiu, a Kacper w Gnieźnie.
- Serio? I jeżdżą tu na każde zawody?
- Na każde. Ale nie wszystkie odbywają się w Tarnowie.
- Troche to skomplikowane. Po pracy opowiesz mi więcej?
- Jasne - uśmiechnął się - A może umówimy się z chłopakami? Oni ci wszystko lepiej wytłumaczą.
- Trochę mi wstyd, że nic nie wiem o tym żużlu.
- Przecież nie masz się czego wstydzić. A jak się chcesz czegoś dowiedzieć, to u źródła najepiej.
- No masz rację. To do wieczora?
- Powiem im jak tylko zejdą na kolację.
__
Mam nadzieję, że się podoba. Może nie za długie, ale jutro postaram sie napisać więcej :) Komentujcie! :)