Chwilami brakuje mi normalności.
Normalności normalnej bez wydziwów i wyskoków.
Brakuje mi cieszenia się wolną chwilą, leżenia we własnym łóżku, we własnym pokoju.
Czytania, oglądania, słuchania, patrzenia.
Patrzenia w oczy bez słów i nie zastanawiania się nad tym czy słowo jest informacją czy wyznaniem.
Wszystkiego bez wyrzutów.
Chyba czas nauczyć się nie mieć wyrzutów sumienia o to, że ma się wolną chwilę.
Wciąż jestem na siebie "pissed off".
Bo nie czytam, nie piszę, nie biegam, nie jeżdżę rowerem, nie ćwiczę, nie chodzę do teatru, do filharmonii, na spacery, nie zdobywam wiedzy, nie rozwijam się twórczo, nie chodzę na warsztaty, wykłady, na terapię, na basen, na imprezy...
"chyba każdy z czasem wpada w rutynę, to normalne"- powiedziała R.
Nie chcę, buntuję się, każdą komórką mojego ciała krzyczę głośno i wyraźnie nie!
Szukam sposobu. Jest jeden plan, dzięki któremu mam nadzieję ruszę. Ale póki się nie zrealizuje to chyba będę stała tutaj.
Tutaj nie jest źle. Jest naprawdę dobrze, naprawdę świetnie.
Tylko trzeba wykreślić rutynę. I tyle.