To wydarzyło się 3 dni temu.Miałam totalną załamke, wszystko co złe się skumulowało w mojej głowie tego dnia.Wykorzystałam moment że nikogo niema w domu, wziełam żyletkę do ręki, poszłam do łazienki i na wszelki wypadek się zamknelam.Zaczełam ciąć skurę na swojej ręce, na początku krew mi wcale nie leciała a dlaczego???Dlatego, że byłam tak zdenerwowana, zrospaczona a zarazem się bałam że krwe w moim ciele nie mypływała z moich raz..za każdym razem gdy przykładałam żyletkę do ręki i robiłam gwałtowny ruch wbijając żylektkę wręke sprawiało mi to uglę i przyjemność.Byłam cała zapłakana, wszystko mi się wydawało bez sensu. że nie mam już po co żyć.Popatrzyłam w lustro...gdy zobaczyłam swoje odbicie myślałam że porozwalam wszystko, w pewnym momencie usłyszałam że ktoś wchodzi do domu.Była to moja mama, zapytała się czy jestem w domu, ja nic nie odpowiedziałam i nie mogłam opanować swojego płaczu tak aby matka nie słyszała. Mama podeszła do drzwi lazienki i mówiła żebym otwarla dzwi, żebym nie robiła nic glupiego, ja jej wtedy odpowiedziałam że już za puźno i nic mnie nie powstrzyma zwłaszcza terazgdy tata umarł.Byłam wściekła, w tym stanie mogłam sobie wyrwać ręke albo noge a i tak bym tego nie poczuła.Popatrzyłam na swoją pochlastaną rękę, była cała zakrwawiona.Mama chyba poleciała po jakiegoś somsiada żeby pomugł otworzyć dzwi bo słyszałam jakiś męski głos.Wtedy ja już całkiem oszalałam...myslałam tylko o tym żeby skończyć ze sobą.Byłam tak zrospaczona zdruzgotana...moja psychika już całkiem wyczerpała swój zapas energii..pomyslałam wtedy..jeśli nie teraz to nigdy..bo zaraz otworzą dzwi i będę się wstydzić tego co zrobiłam.Usiadłam koło pralki zacisnełam żyletkę w dłoni a drugą rękę odwruciłam żylami tak abym je widziała...wziełam głęboki oddech...było mi bardzo trudno wogule co kolwiek mówić powiedziałam tylko "Przepraszam"...zamknełam oczy iii... wolnym ruchem przejchałam żyletką po żyle...nie dojechałam do końca po ręce..bo... krew wypryrneła z mojej ręki jak fontanna... zaczełam krzyczeć..podniosłam się chwysiłam ręcznik i chciałam zatamować krew... lecz to nic nie pomogło... Krzyczałam " mamo, przepraszam pomuż mi, prosze" cały czas płakałam...dopiero wtedy zaczełam myśleć pozytywnie..że mam przecież przyjaciół...chłopaka którego bardzo kocham, mame...tata niestety mnie opuścił ale pewnie nie chciał by żebym tak umarła...traciłam powoli siły...połozyłam się na ziemi ...wiedziałam że nie dam rady otworzyć drzwi...czekałam na najgorsze...zrobiło mi się zimno...cala łazienka była zalana krwią...zamknełam oczy...Więcej już nie pamiętam...pamiętam tylko to jak lerze w szpitalu i gdy otworzyłam oczy przy moim łóżku stali wszyscy moi znajomi i przyjaciele było ich około 10 a moja mama siedziała przy mnie i płakała...gdy ich wszystkich tak zobaczyłam sama zaczełam płakać... mama się mnie pytała dlaczego chciałam to zrobić...nic nie odpowiedziałam...mój chłopak podszedł do łóżka ipowiedział" Ty wariatko chciałaś mnie zostawić samego...wiesz że bym tego nie przerzył". W szpitalu leżałam 24h władowali we mnie 8 krolpuwek i wypuścili do domu z obolałą ręką i 15 szwami. Gdy weszłam do domu i poszłam do tej łazienki zaczełam płakać...mam do mnie podeszła i przytuliła mniemówiąć..."nigdy więcej tego nie rub". Szpital ma mi zapewnić pomoc psychologa. Wieżcie mi NIE WARTO ! ! robić nic glupiego.. blizny na moich rękach zostaną na całe życie..:/:/. Mam nadzieje że Ci kturzy się tną albo mają zamiar podciać sobie żyły lub wogule mają słonności samobujcze tak ja ja to niech najpierwpomyślą 10 razy przed tym co chcą zrobić.. Mam nadzieje że wyciągniecie z tego jakieś wnioski.