zdecydowałam jednak nie iść do szkoły, a właściwie o tym zdecydowała mama.
ale jutro już pójdę, jeden dzień w domu doprowadza mnie do szału, więc jak miałabym wytrzymać chociażby dwa razy tyle?
yhh...mogłam się wyspać, jasne, że mogłam. ale tego nie zrobiłam.
wstałam o 6, zupełnie tak, jakbym szła do szkoły.
wyszłam na kilka sekund na świeże powietrze, bo historyjka z kaszlem zaczęła się powtarzać.
obejrzałam po raz setny 'ostatnią piosenkę', bo akurat leciała na HBO. wyryczałam się na niej jak za każdym poprzednim razem.
wychlałam pół syropu, 600 kubków gorącej herbaty, zjadłam jajecznice i coś tam jeszcze i właśnie się dowiedziałam, że moje piątkowe plany się zmieniły. wręcz jedwabiście.
czekałam na ten koncert od miesiąca i teraz mam nie pójść? przegenialnie.
no chyba wybuchnę zaraz płaczem.
kompletnie straciłam w tym momencie myśli.
yszz...siema!
odezwę się później.
Zouza.