Boimy się tego, czego nie znamy. Na strach reagujemy w rozmaity sposób, agresją, atakiem, ucieczką, wycofaniem się, wyparciem. Lęki, obawa są nieodłącznymi elementami ludzkiej egzystencji, czasem odnoszą pozytywną rolę, są stymulującym bodźcem, czasem wręcz przeciwnie, cofają, hamują, nie pozwalają pójść dalej. Strach jest pierwotnym instynktem, pozostałością po ewolucji i przodkach, naszym mechanizmem obronnym. Czy dlatego staramy się nie dopuszczać do tego uczucia, wykluczamy go z naszej rzeczywistości, negujemy. Bo nie pasuje do obecnego, racjonalnego świata, kiedy wszystko można wytłumaczyć, uzasadnić, zbadać. Nie próbujemy nawet zmierzyć się z lękiem, oswoić. Spychamy go w najgłębsze zakamarki podświadomości. Paradoksalnie jednocześnie pielęgnujemy to uczucie, karmimy i dbamy o nie, nie pozwalamy mu umrzeć w zapomnieniu i osamotnieniu. Boimy się tak wielu rzeczy, przeszłości, chwili obecnej i przyszłości, rzeczy materialnych i duchowych, boimy się drugiego człowieka. Jednak najbardziej boimy się samych siebie. Wszystkie lęki jakie żywimy wynikają z tego, że nie znamy siebie, nie umiemy przewidzieć naszych reakcji, czy podołamy wyzwaniom, czy wytrzymamy ból, ten fizyczny i psychiczny, związany z oswajaniem naszych fobii, więc tchórzymy, unikamy konfrontacji. Lękamy się odejścia bliskich osób, ale nie myślimy o tym, że to one coś tracą, myślimy o tym, co My tracimy, co Nas boli, cały czas jesteśmy nastawieni na Ja, Moje, ale nie uświadamiamy sobie tego.