Woodstock był i już po.
Totalne szaleństwo. Było wszystko i nic.
Najlepiej spędzony czas, spotkanie po latach z niktórymi mordkami, pogowanie, nadzieranie ryja, chwile płaczu i śmiechu. Chwile trzeźwości i totalnego stanu nieogarniania. Duża scena, mała, kryszna, główna droga i rzeka.
Pięknie po prostu. Teraz tylko pozostaje dojście do siebie i ogarnięcie wszystkiego.