Ile kosztuje szczęście? PIĘĆDZIESIĄT ZŁOTYCH. Jakoś rok się zbierałam żeby kupić sobie tę paletkę. W końcu nadszedł ten dzień. Jestem zakochana! Te cienie są boskie. Z pół godziny zastanawiałam się czy wybrać FLAWLESS czy BEYOND FLAWLESS. Postawiłam na pierwszą opcję i nie żałuję. Jest nude, a jednak kolorowa. Niemal wszystkie kolory są idealne, a dla tych kilku mniej idealnych może po prostu jeszcze nie znalazłam dobrego zastosowania. Coś czuję, że teraz przez najbliższy tydzień nawet do sklepu po bułki będę chodzić w pełnym makijażu.
We wtorek zadzwoniła Monia z pytaniem czy nie chcę u nich pracować, bo akurat kogoś szukają. Jakoś tak spontanicznie się zgodziłam. A im bardziej o tym myślę, tym bardziej mnie to przeraża. Przecież ja się ani trochę nie nadaję na sprzedawcę... Dobrze, że na początek będę często sprzątać woliery i klatki zwierzakom, ale w końcu nadejdzie ten moment, że będę musiała obsługiwać klientów. Monia twierdzi, że nie jest tak źle i że dam sobie radę. No ona mnie zna, więc może ma rację. Druga rzecz, która mnie dosyć krępuje, to że wszyscy mnie tam znają. Znaczy z opowieści (no kilka osób osobiście). I to takich opowieści, które nawet tutaj nie zawsze zamieszczam. Mówiąc w skrócie: znają każdy najbardziej patologiczny aspekt mojego życia :D No ale może nie będzie tak źle. Tylko na początku, początki zawsze są ciężkie.
Jutro spotykam się z Monią. Ma mi powiedzieć z czego muszę się przygotować, bo w poniedziałek mam rozmowę z kierowniczką. Na pewno muszę ogarnąć żywienie psów, poczytać coś o firmie, o ptakach, gryzoniach i pewnie coś o gadach też. Na akwarystykę się nie wybieram, więc ogólne pojęcie wystarczy. O kotach za bardzo nie muszę się przygotowywać, bo z racji tego, że mam Eris, wiem wszystko czego potrzebuję.
Natchnęło mnie na porządki w zdjęciach. Może chociaż jeden miesiąc uda mi się ogarnąć zanim opuści mnie wena?