Wyskoczyłam na godzinkę na Odra River Cup, żeby zobaczyć fajerwerki, w ramach poprawienia sobie samopoczucia. Siedzenie w domu i zamartwianie się raczej mi nie służy. Chociaż i tak sprawdzałam co 5 minut telefon, czy Paweł nie pisze, że z Eris coś nie tak. Na szczęście kicia lepiej się już czuje i nie było z nią żadnych problemów.
Pojechałam tam tylko na chwilę: kawałek koncertu i fajerwerki. Byłam zmęczona i nie chciało mi się zupełnie ogarniać. Założyłam cokolwiek, związałam włosy, zero makijażu i wyszłam. Miałam nadzieję, że nie spotkam nikogo znajomego, już pomijam to jak wyglądałam, zwyczajnie nie chciało mi się z nikim rozmawiać.
Stałam sobie spokojnie w kolejce po coś do picia i usłyszałam, że ktoś mówi do mnie "cześć". Pomyślałam "o nie", odwróciłam się i zobaczyłam kogoś, kogo nie spodziewałam się spotkać już raczej nigdy. Jednak strasznie mały ten Wrocław. Poznałam go w piątek w klubie Capitolu na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej. Byłam tam z Justyną i Magdą. To znaczy przyszłam do nich po koncercie, posiedziałyśmy z 15 minut i zachciało im się iść na rynek. Mi się nie chciało, zamierzałam dopić piwo i wrócić do domu. No i jakoś tak zaczęłam rozmawiać z Marcinem. Siedzieliśmy prawie do 6. On musiał tam być, bo był w pracy, a mi się nie chciało ruszyć do domu, więc siedziałam sobie razem z nim i jego kolegą przy konsolach do kontrolowania świateł i nie wiem czego tam jeszcze. Fajnie było, ale nie wymieniliśmy się numerami, ani nic. To miała być jedna z takich znajomości na wieczór i koniec.
Dzisiaj posiedziałam sobie z nim i jego znajomymi. Potem odprowadził mnie do domu. Wymieniliśmy się numerami i jeśli jutro będę miała trochę czasu to może się zobaczymy. A ogólnie umówiliśmy się na rowery. Super będzie mieć z kim jeździć. Co prawda różnimy się znacznie poziomami (trochę się zaśmiał jak powiedziałam, że po 4 km nie mam już sił, a 10 to max jaki jestem w stanie osiągnąć), ale obiecał, że dostosuje trasę do moich możliwości. Może być fajnie.