Nadal nie grzeją, zimno. Mam dłuższe okienko, więc wróciłam na mieszkanie. Jeszcze na 18:45 na angielski. Strasznie się go boję, bo w ogóle nie rozumiem tej babki jak mówi. I jak się mnie o coś pyta to zupełnie nie wiem o co chodzi. Mam nadzieję, że się do niej przyzwyczaję.
Wykład z eko ciekawy, w sumie podobnie jak w tamtym semestrze. Co dziwne, sprawdził obecność, chociaż nigdy tego nie robi. Podobno u niego na kursach wybieralnych jest luz, więc może za 100% obecności zaliczy nam ten wykład. No w końcu jest w poniedziałek na 7:30. Jakaś nagroda się należy za takie nieludzkie godziny wykładów.
Zajęcia z autocada totalna porażka. Nienawidzę młodych prowadzących. Przez godzinę myśleliśmy jak zrobić odpowiedni kąt w trójkącie. Dosłownie przez godzinę. Bo nam powiedział "zróbcie" i sobie siadł i miał na nas wyjebane. A tak naprawdę to mógł nam to pokazać jak się robi i moglibyśmy ćwiczyć na trudniejszych przykładach, a tak rysowaliśmy trójkąt równoramienny praktycznie całe zajęcia. Zamiast się czegoś uczyć to takie zajęcia do przesiedzania, a projekty na pewno będzie trudne dawać do zrobienia.
Mikrobiologia za to świetna. Adamiak w roli wykładowcy jest równie super jak prowadzący laborki. Mówi ciekawie i z pasją, miło się go słucha. Potem laborki z nim. Też było super. Poza tym, że boję się odpalać tego palnika, na którym podgrzewamy preparaty i sterylizujemy narzędzia. No i pobrudziłam sobie ręce jakimś barwnikiem. Na szczęście łatwo zszedł.
Nie chcę na ten angielski...