photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 6 LIPCA 2015

Wpis miałam wczoraj umieścić, ale chyba nie do końca kontaktowałam i ostatecznie nie miał on większego sensu.

 

Jestem głupia, ot co. Za dużo myślę, za dużo analizuję, a potem wychodzą z tego jakieś dziwne i poronione myśli. 

To ten pieprzony strach. Strach, że zniknie, strach, że znajdzie się ktoś lepszy, fajniejszy. Kto będzie bardziej zasługiwał na jej obecność, niż ja. A na pewno znalazłaby się taka osoba. I to nie jest narzekanie zakompleksionej baby - o nie. Po prostu wiem, że mam wady, wiem jaka jestem, dlatego mam świadomość, że znaleźliby się lepsi ode mnie. Chociaż - jeżeli by przyjąc teorię, że za ofiarowany dar, odejmowane jest co innego - to tak naprawdę każdy z nas jest równy. Nie ma lepszych i gorszych. No bo zaużmy, że jakaś kobieta jest chodzącą pięknością, ale za to nie ma w sobie za nic empatii czy rozumu - i wtedy może wydać się mniej atrakcyjna dla pewnej grupy ludzi. I tak samo mniej urodziwa kobieta, o pięknym wnętrzu - może wydać się nieatrakcyjna dla innej grupy ludzi.

Niby taka oczywistość, a jednak ludzie wciąż dążą do doskonałości, wciąż wytykają sobie wady, nie dostrzegając tej cudowności i wyjątkowości w sobie.

Ja też należę do takich osób, niestety. Nie widzę tego "fajnego czegoś", co widzą moi znajomi, przyjaciele czy w końcu... ONA. Okej, wierzę, że można mnie za coś lubić, ale nie uważam siebie za jakiś wyjątkowy egzemplarz.

A jednak ludzie do mnie lgną, niekiedy nawet uzależniając się ode mnie, czego już  w ogóle nie rozumiem!


Jeżeli zaś chodzi o NIĄ... ja chyba dopiero teraz poczułam się tak NAPRAWDĘ kochana. I nie chodzi o to, że teraz będę narzekała na swoje byłe. Nie. Jednak mam wrażenie, że każda z nich pojmowała miłość zupełnie inaczej niż ja. O czym mówię? O cierpliwości ;) . Nie ma co ukrywać, że do tej pory nie spotykałam się z nią dość często, choć wiem, że w moim przypadku ciężko być cierpliwą osobą :P . Jednak nie jest to niewykonalne, a od żadnej z nich tego nie czułam.
Teraz zaś jest zupełnie inaczej. Czuję, że w końcu spotkałam tę, która jest w stanie mnie okiełznać i postawić do pionu. Innym pewnie by się to nie podobało, a ja... w momencie, gdy to dostrzegłam, pokochałam ją jeszcze bardziej.
Czuję się tak jakby ktoś był ze mną, dla mnie i przy mnie. Uczę się też codzienności, tej bez większych uniesień czy słodzenia. Bo przyznaję - nie potrafię tego. No bo niby skąd? Jak moje związki tak naprawdę nawet nie zdążyły się zacząć, a już się kończyły. 

I o ironio - uczę się tego przy kimś, kogo znam niewiele czasu! A czuję się, jakbym znała ją wieki. Czy to możliwe? I wcale nie chodzi o to, że wiem o niej wszystko (bo niewiele wiem), a o to jak się przy niej czuję. Wspólne milczenie? Nie ma problemu. Wspólne słuchanie muzyki? Nie ma problemu. Spędzanie takiego zwykłego czasu, codziennego? Nie ma problemu.
Ciągle widzę tę scenę, kiedy ona leży na łóżku, z laptopem na kolanach, ja oparta o nią i każda robi swoje, a jednak czas spędzamy wspólnie.

I nie potrzeba słów, nie potrzeba wyznań. Wystarczy, kiedy spojrzy na mnie w ten szczególny sposób - wtedy wiem już wszystko. Nie potrzeba mi więcej.

Patrzę na to jak siada w ogrodzie, wkłada do ust papierosa i go odpala. Zaciąga się i ma przy tym ten szczególny wyraz twarzy. W ten szczególny sposób trzyma papierosa, w ten szczególny sposób wydycha dym. Obserwuję ją i delektuję się każdym jej ruchem, każdą sekundą. Patrzę na nią i wiem, że nie kocham nikogo na świecie tak mocno jak ją.

I choć teraz to ją przeraziło - ja nie zmienię zdania. Nie odejdę, nie zostawię. Będę. Nieważne, co się wydarzy. A przynajmniej dołożę wszelkich starań.

Czy to prawda? Czy można być tak szczęśliwym?
Widocznie można ;) .

Odpłyniemy razem?

O ile mnie dogonisz....

Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika zgredzina.