i wszystkie problemy tracą znaczenie.
nic nie sprawia mi tyle radości co fotografowanie i rysowanie.
kiedy narzekam, powinnam ugryźć się w język, bo dostałam już od losu cholernie dużo, jak dla mnie to chyba ZA DUŻO. na większość chyba nie zasługuję. jutro kolejna sesja, tym razem z Martynką.
czułam dziś (z resztą nie tylko dziś) śmierć jadąc autobusem, ale mimo to dużo rozmyślałam, o tym czy warto się unosić dumą i czy warto cokolwiek działać. stwierdziłam, że warto bo nie dam sobie pluć w twarz i nie będe udawała, że pada deszcz. to nie w moim stylu. generalnie to cały dzień o tym myślałam i niebardzo mogłam skupić się na czymkolwiek innym. to będzie cięęężki tydzień. i weekend.
You better keep the faith and run away.