Jako, że weny nie mam a fajnie coś raz na rok tu zarzucić, wklejam wstęp do czegoś co ma kiedyś powstać, enjoy:
Wieczór, wielki zakład produkcyjny a w nim tylko jedna osoba, ochroniarz na obchodzie.
Ciemność hali delikatnie przecina latarka, dookoła słychać uderzające pioruny i deszcz dzwoniący o dach zakładu.
- Świetnie tylko burzy mi tu brakowało - pomyślał sobie.
Nagle z przeciwległego końca sali usłyszał jakiś stukot a później jakby szelest który przybliżał się do niego. Szybkim krokiem, prawie truchtem dokończył obchód hali i opuścił jej progi. Pospiesznie zamknął za sobą drzwi aby to co zbliżało się do niego przypadkiem nie zdążyło wyjść.
Ale to nie koniec jego obchodu. Biegiem ruszył wzdłuż płotu ledwo zahaczając o punkty kontrolne, lało jak z cebra a on nie miał na sobie kurtki. Jednak jak tylko usłyszał ujadanie psów pod bramą zatrzymał się:
- Kto jest na tyle szalony żeby w taką pogodę wałęsać się po polu? A może po prostu przestraszyły się burzy? - powiedział sam do siebie przejawiając oznaki rozdwojenia jaźni.
Ale był już cały przemoczony, nie zastanawiał się nad tym długo, mokra koszulka i spodnie aż nad to już przyklejały się do jego ciała, ciężko było iść szybko w takim stanie a co dopiero biec. Został mu ostatni punkt kontrolny, psy non stop ujadały. Wychodzi zza budynku biurowca, już koniec, widzi portiernię:
- Nareszcie - pomyślał i uśmiechnął się w duchu.
Epicentrum burzy było co raz bliżej, uderzenia piorunów co raz głośniejsze i wprawiające okna portierni w drgania. Wszedł, zamknął drzwi na klucz. Czuł sie bezpieczny.
Ale czy na pewno? Nie słyszał już ujadania psów, co wydało mu sie dziwne, w końcu budę mają tuż obok. Pośród szumu deszczu i ogłuszających trzasków błyskawic usłyszał dobijanie się do drzwi. Może jednak nie było to bezpieczne schronienie a śmiertelna pułapka?
And that would be all....for now.