photoblog.pl
Załóż konto
Ważne!

Zdjęcie widoczne dla użytkowników posiadających konto PRO

Kup konto PRO
wyginator
Dodane 15 LUTEGO 2011
30
Dodano: 15 LUTEGO 2011

wyginator

25 lutego

zamierzam zawiesić

alkoholizacyjny proceder.

zredukować spożycie do minimum.

dlaczego akurat 25?

bo jak w zeszłym roku

odstawiłem alkohol definitywnie

na półtorej miesiąca

to po dużej traumie

25ego do niego wróciłem.

teraz zrobię na odwrót,

od tej daty wyrwę się.

niewiadomo wtedy

kiedy znowu będe fajny.

muszę jednak podkreślić

iż jest to

zamierzenie

i mogę kolejny raz wygrać

ze swoją silną wolą.

ALE KWAS!

 

teraz

zwyczajowa historia z pracy,

ale nie z konkretnego dnia,

a z przekroju ponad trzech lat.

czasem nawiedza mą główkę

jak to fajnie,

bosko wręcz,

że mieszkam tu,

w polszcze,

w tem swoju mieścinie

gdzie wszelkie kulturowe

przedsięwzięcia omijają je szerokim łukiem.

nawet czasem

takie swoje,

bo tu to i mój

wydaje mi się ten klimat

gdzie przez 11 miesięcy

jest albo zimno, albo pada,

albo jest tak chujowo że się wyjść

na rubieże nie chcę.

cieszę się wtedy że nie narodziłem się choćby

w Somalii

i nie jestem małym murzynkiem,

brzuszek mi nie puchnie z głodu,

a nawet jeśli już byłbym dużym murzynkiem

to pewnie dopadło by mnie EJC.

czuję wtedy jaką taką wdzięczność do losu.

wracamy do rzeczywistości.

pracuje w sklepie,

tak?

tak.

przez cały czas mam kontakt z mordami.

dane jest mi spotkać

gęby widzeniowo znane z przeszłości,

niektórzy mnie poznają,

inni nie, a jeszcze inni udają że nie.

niefajna przypadłość że akurat jeśli się już

zetknąłem to facjaty pamiętam

i mimo to ich reakcje mam w dupie.

dobra,

pomijając ten fakt

głównie chodzi mi o te dzieci

które teraz już dziećmi nie są.

już kilku, już kilka razy widziałem

z odrapanymi mordami

w towarzystwie żulerstwa,

albo już napierdolonych,

albo przed

i dokonywali u mnie zakupu

bombki,

gosi,

gumisia,

beczki,

no taniego wina w plastyku.

smutne nieco

bo niedawno zaczeli osiemnasty rok,

a już się kończą.

dobra koniec,

teraz ogólnie o patolach*,

wykolejeńcach, narkomanach,

żulerach

i homasach.

oni najpewniej nie widzą tego

co ja

jak to fajnie jest żyć w polszcze,

gdzie nieomal 11 miesięcy

jest zimno, lub pada,

albo jest z dupy.

konkluzja.

kiedy ja sięgam dna,

lub kiedy mi się wydaje że dna owego sięgam,

to właśnie to dno

musi być im niedoścignionym szczytem.

smutne.

nieco.

*patol - od patologii, jednostka ze środowiska patologicznego

(tak, to mój wymysł)

 

mniej więcej od tego obrazka

zaczęła się niemoc,

mój problem z rozrysowaniem.

przesiedziałem kilka godzin

głównie marząc gumką

niż kreśląc ołówkiem.

obejrzałem Spajdermena

Rajmiego,

trzy części z rzędu

i pomyślałem że se tera narysuje

Pitera Pakera w stroju.

przecie niegdyś byłem w tym biegły,

o żesz kurwa

wielce biegły w wyginaniu pająka.

nie mogło być więc

w tem zadaniu najmniejszych problemów,

a tu chuj,

ni w lewo, ni w prawo,

a nawet nie ze sraką

przy twarzy.

zwyczajnie mózg odmówił

współpracy z ręką

i sztymować następnie nie chciał wiele tygodni.

w tem czasie wiele razy powiedziałem

-kurwa-.

dobra,

koniec końców

odjebałem jakiego statycznego

spidermana chujca mówiącego

-nosz kurwa-

ciekawostka:

czy pisząc smsy, mejle,

czy notki tu

-kurwa-

piszę bezbłędnym U,

ale gdy ze sfery wirtualnej wkraczam w rial

to conajmniej w połowie przypadków

mi się pierdolnie.

 

w życiu bym temu nie nawiązał

gdyby nie to

że dwa to przypadek,

że trzy to już

poddaje pod wątpliwość przypadkowości.

taa,

tera chuj

metafizyczna opowiastka.

pff!

przykład pierwszy,

chronologicznie drugi.

chyba po dwóch zmianach nocnych wcześniej.

ranek.

piwem doprowadzam swój mózg do wyłączenia

i przejścia następnie w błogość snu.

gdzieś w odmęcie

wszystkich myśli

pojawia się mi

Marta,

moja najukochańsza kuzynka,

moje złoto,

jedna z niewielu osób o których wiem

że jej sympatia w mem kierunku jest naprawdę

i sama nieprzymuszona

rozwiera ramiona by tulić.

to wtedy pojawiła się nuta tęsknoty do niej.

chuj.

przywarłem w końcu mordą do poduszki

i frunę,

frunę i frunę.

telefon zawsze mam dalej niż na wyciągnięcie ręki

by nie kusiło mnie odbierać smsów

z obietnicami wygranej czarnego be em wu

i telefonów od Anki

która oznajmia mi że grafik się zmienił.

zwyczajnie mam te dzwonki

wciśnięte między

jeden, a drugi owłosiony poślad.

jednak teraz ktoś wyjątkowo

nienachalnie próbował sił na kontakt ze mną.

z zasklepionym snem okiem

wstałem by zerknąć

o!

Martuśka.

tak to mógł być przypadek

że myśl sprzed kilku godzin

nagle mi telefonuje.

nie istotne,

kłade się dalej

bo co jest ważniejsze,

mój sen,

czy kuzynka?

. . . oddzwaniam

nie za bardzo wiedząc co mówię.

wtedy mi się wydało to przypadkowością.

przykład drugi,

chronologicznie pierwszy.

jakiś czas temu

odwiedzili mnie Łukasz z Marceliną.

powodem był ich niedostatek

w tytuły do oglądania.

szczerze selekcje przeprowadziłem nieprzemyślaną

bo Szczecin to taki plastyk

bez plastycznych umiejętności

i jego wrażliwość

wydaje mi się mej bliska.

dziś bym rzucił im inniejsze tytuły

już nie bacząc na to czy jego lubej

by podeszły.

między innymi wcisnęłem im

pierwszy sezon Hirosów.

serial był dla mnie miłym zaskoczeniem

i w nawias musiałem wziąć

to że co moi koledzy pompują zachwytem

zazwyczaj jest tylko sflaczałym kondonem.

bo serial mimo swej naiwności

oglądało się przyjemnie i z ciekawością.

Łukasz długi czas próbował zastać mnie na stacji

by płyty mi zwrócić.

w końcu zastał.

Marcela lakonicznie rzuciła że chce jeszcze.

umówiliśmy się na mą następna zmianę

że będe miał kolejne trzy sezony.

nie wiem co robiłem,

czy bywałem pijuśki, czy leniwy,

ale dopiero kilka minut przed wyjściem

do pracy odszukałem je.

z przyzwyczajenia odwiedziłem mejla.

tam na granatowo podświetlone

heroes.pl

. . . ej no kurwa,

chwilę wcześniej zapakowałem trzy płyty

podpisane Heroes

ot dziwna zbieżność.

mejl dotyczył bodajże gier na flefon.

przykład trzeci,

chronologicznie odpowiada

bo trzeci.

przełamałem ostatnio w noc

wspomnianą niemoc wytwórczą

(uwielbiam nazywanie tego stagnacją)

w niedziele zaciekle fotoszopowałem

niesiony tem przebudzeniem

i prócz Srapitana Umeryki

pokolorowałem

matriksowego Nijo.

jeszcze wtedy byłem dostateczny z efektu

dziś bym to oblał.

mniejsza o to,

opatrzony jest hasłem

-uot iz de matrikz-

dzisiejszej nocy dorysowałem

Triniti która właśnie czeka na barwę.

zastanawiałem się co jej dopisać

-enter de matrikz-

-der iz nou spun-

czy

-folou de łajt rabit-

nie podejmując ostatecznej decyzji

wyszedłem zpalić.

stanąłem na rogu budynku

i patrze,

nie wierzę bo chyba pierwszy raz

w naturze zwierza widzę,

że ciemno

to i futro miał szarawe,

ale jakieś 15 metrów przede mną

po ulicy popierdala królik.

wbiega pod górkę i znika.

jo,

folou de łajt rabit.

teraz poddałem pod wątpliwość

tejże przypadkowości.

-

gdyby nie trzecia opowiastka,

wyminąłbym ich wpisanie

wyjebałbym się na dwie pierwsze

bo są nie istotne

ni jak życia mi nie ustawiają,

ale to wszystko w jeden tydzień

gdzie znowu zaczynam wierzyć Wachowskym.

czekam na czwarty znak

by zacząć się bać

agentów.