odkąd otwarłem
swe ślepia
fotoszopowałem.
mam zaległości,
wiele konturów czekających na kolor.
no i zajrzałem po raz wtóry do
Kapitana.
szczerze już nieźle zezłoszczony
ciągłym odkładaniem
i skrobaniem po kawałku.
męka pańska,
małe narzędzie, ściemnij,
rozjaśnij,
źle,
przemaluj,
a efekt i tak był
druzgocąco niezadowalający.
wkurwiłem się
i 1/3 pozostałą obrazka
odjebałem w poł godziny.
tusz ledwie kilka miesięcy ma,
a już mi się zajebiście chujowo na to patrzy.
skończyłem to
i przeszedłem dalej,
nawet nie pierdłem na stopa.
jedziemy suko!
w tym całym zamieszaniu
związanym z zastojem
chyba najlepsza
część
jest zatytuowana na literę
eM.
znowu wrócę do tego
co Kaś
stwierdził,
osłabłem bo nie mam komu.
przez ponad dwa lata jakoś mi to nie przeszkadzało
bo szponami pamięć
mi Niśka kleszczyła.
cały czas żywiłem się myślą
że trzeba to godnie zakończyć,
ładnie przeprosić, uśmichnąć się
i powiedzieć
-pa-.
nie,
to chyba nawet trzy lata,
dobra
nie istotne,
długo wszak.
było tak,
że za każdym razem
nawet najmniejsza myśl krążąca
wokoło Moniki
pozwalał mi się świetnie bawić z kartką.
cały czas,
non stop.
nawet niezauwarzyłem kiedy
te impulsy do mózgu
przestały stanowić karmę
dla wytwórstwa.
niespotrzegłem się nawet
że w całym dniu najliczniejszych przemyśleń
ona znikła,
a od kilku miesięcy pojawia się tylko jako
westchnienie łączone z uśmiechem.
czasami.
kto inny ją wyparł,
niechcąc zajął jej miejsce.
co to oznacza?
jestem
uwolniony jej, ale trzymany innymi łapkami.
wreszcie uwolniony.
nie odbyło się to tak jak chciałem,
polubownie, miło,
zrobiła to za mnie pamięć.
mimo wszystko
to jest kolejny sukces
z podwalinami ogromnej porażki.
ciau ciau eN
:D
HA!
ALE KWAS!