założyłem że w tem roku
przepierdole
się przez
statuetkowe filmy,
lub filmy bez statuetek,
ostatnich lat bądź dekad,
wszak przez takie które długo nawet
po swych premierach dalej
zbierają pozytywne recenzje,
a nie są tylko porwaniem tłuszczy
na coś co akurat jest na topie.
niecierpie stwierdzenia -na topie-
lubie być pod topem.
podtop :D
chuj.
mam świadomość
że będą to pulpy
wszelkiej maści na siłę podciągnięte
pod jakie wzniosłe teorie,
lub zwyczajnie kilkadziesiąt minut świetnej zabawy
przez całą tę dzicz
wynoszoną do miana arcydzieła,
gdzie następny tłum doszukuje
się jakiego filozoficznego przesłania.
mam to w dupie.
ja mam się świetnie bawić przed ekranem
niekoniecznie zastanawiając się
któż zrobił tak zajebistą scenografie.
zaiste, poniekąd mam to w dupie.
z takim właśnie nastawieniem niedawno obejrzałem Slumdoga
i nie mam pojęcia
dlaczego tak się przed tym wzbraniałem,
choć powód może być właśnie oczywisty
i typowy mi.
grzmiał, grzmiał, grzmiał
ludzkość spuszczała się na Danego Bojla,
a ja nie miałem ochoty
fajerwerkowo ejakulować jak wszyscy.
już.
fakt, bawiłem się przednio,
tak jak na Blind Side.
jednak jest tu przesyt tej cukierkowości,
jakieś to takie miałkie i amerykanzkie,
ale nie ukrywam że było mi przyjemnie
aż do końca.
Nostalgia Anioła.
zawód niemiły,
ale jeszcze kiedyś temu wrócę.
no i hicior!
Inwazja porywaczy ciał.
klapa,
czułem się jakbym oglądał pień,
totalne drewno.
o filmach wypowiada się koleś
którego ukochaną produkcją jest
Amelia.
pfff!
daaa!
brejkpojnt,
jak w tenisie.
siadłem dzisiejszej nocy
nie przejmując się pracą
i zacząłem bazgrać.
bez żadnej koncepcji
tylko z jakmiś zarysem szczątkowym.
voila!
jak zawsze
bez nokautu,
ale pokazałem swemu jestestwu
że mogę nadal.
głupotą jest to że przy każdym ostatnim kryzysie formy
wyrokuję iz jest to koniec
definitywny,
że się skończyłem.
ciągne trzecią dekadę,
a jeszcze nie mogę dojść z tym do ładu
że są to okresy przejściowe.
zawsze wiedziałem coś
do czego chyba wstyd było mi się przyznać.
Cienki Kasień kiedyśmy się widzieli
moją stagnację nazwał po imieniu,
w zasadzie ubrał w zdanie.
ma rację,
bo nie ma komu
i nie ma o kim
i tosz to problem jest.
słusznie zauważyła ze nawet jej kiedyś mogłem
zapełnić wiele kartek w krótkim czasie.
no tak,
ach te porywy serca
. . . czasem się wstydzę że przeszedłem przez
nastoletność.
tego też nigdy nie przyznam,
bo wydaje mi się to durne
i tylko poboczne w prawdzie
ale ktoś poboczny
odczyta to jako brak muzy.
nie no spoko muza łupie,
ale brak psiochy na achy i ochy,
motyle w brzuszku, całuski
i wulgarne rżnięcie
owocuje mi tym
że miewam przestoje,
że nikt mnie nie nakręca.
sumując wszystkie te fakty
wychodzi na to że jestem silnie
uzależniony od swego ludu,
nawet swech fanowców
i łaskotek ego,
a eksplozje wytwórstwa osiągam
jedynie wtedy kiedy
kutas mi wzdycha.
. . . tak, tak wiem
to narazie tylko jeden obrazek
a haham się jakbym
po feniksowemu z popiołu wyfrunął.
chuj z tym.
jakiś czas temu
musiałem zetknąć się ze smutną prawdą.
od kilku lat i pewnie przez
najbliższe kilka
jeszcze
w polszcze przybywać będzie
Amelii.
tak bardzo chciałem swą przyszłą córę
namaścić tem imieniem,
ale jak tak użyję słuchu
to mam świadomość
że takich pampersowych Amelek
jest już z milijon.
Cienka zajął mi mą pozycję drugą,
a sama nosi czecią.
ALE KWAS!