Witam wszystkich gorąco :)) A więc, jest to photoblog z opowiadaniami.
Będą one i fantastyczne i bardziej psychologiczne.
Na początek będę zamieszczała swojego autorstwa, a jeśli będą chętni dodam wasze ;))
a teraz zapoznanie xd Nazywam się Weronika, moją pasją jest pisanie i czytanie książek. No i to chyba na tyle ;))
A teraz zapraszam na Wstęp do opowiadania :
26.11.1995 r.
Na zewnątrz szalała wichura. Dziki wiatr uginał obłysowiałe konary drzew, duże, ciężkie krople deszczu obijały mury przedwojennych, warszawskich kamienic, które nielicznie przetrwały okres wojny.
Mimo że nocne niebo było bezchmurne, a wysoko na nim królował pełny, jasny księżyc, to sklepienie raz za razem przecinał piorun, rzucający światło
na zapuszczone uliczki.
Każda rozsądna, żywa dusza zaszyła się już w rogu łóżka
wyczekując ranka.
Była jednak taka istota, która nie zważała na panujące warunki.
I oto właśnie przemierzała bruk, odziana w czarną pelerynę z koszykiem pod pachą.
Stawiała duże kroki, co jakiś czas bacznie obserewowała
pustkę ogarniającą uliczkę.
Koszyk ściskała stanowczo, blisko siebie, jak najcenniejszy sjarb.
Wreszcie uwolniła się ze szponów bezwzględnej nawałnicy.
Zniknęła w jednej ze starych kamienic.
Wspinała się po schodach w sposób, ktory bardziej przypominał
lawirowanie nad marmurowymi stopniami, niż ludzki chód.
Pięła się wytrwale w góre.
Nawet tu, pomiędzy grubymi murami dosłyszalne było zawodzenie
wiatru.
Po wytrwałej wędrówce dotarła na ostatnie piętro.
Stanęła przed drzwiami z numerem 34 i złapała w dłoń kołatkę w kształcie pysku lwa, zastukała.
Ustąpiła krok w tył, jednym ruchem zdjęła satynowy kaptur z otoczonej
długimi, prostymi, czrnymi włosami głowy.
Nagle drzwi donośnie zaskrzypiały, jakby były protestującymi kolanami schorowanej staruszki.
W progu pojawiła się młoda i piękna kobieta.
Mogła mieć maksymalnie 175 cm wzrostu.
Ubrana w białą, długą, zwiewną suknie przypominała elficę, albo nimfę leśna.
Efekt dopełniały jasnorude, falowane, sięgające pasa włosy,
porcelanową twarz lalki, wściekle zielone oczy i oczywiście wydatny biust,
który był doskonałym wabikiem na mężczyzn.
Teraz na jej twarzy zastygł grymas ździwienia i przerażenia.
W końcu poruszyła ustami:
-Saro, co ty tu robisz? Jest pełnia, nie powinnaś wy..- przybyła kobieta jej przerwała:
-Musisz mi pomóc. Musisz zaopiekować się moim dzieckiem.
Twarz "elfiej" kobiety ukazała jeszcze większe ździwienie:
-Co do..- ponownie jej przerwano. oj tak.. sara była bardzo niecierpliwa.
-Mój pierścień wygasł. Nie ukryję się, Łowcy i tak mnie znajdą! Mogę uciekać, ale wiecznie nie można.. Oni i tak by mnie znaleźli. Dlatego musisz zaopiekować się moją córką. Ona musi dorosnąć i dokończyć to co ja zaczełam. Elizo, siostro, proszę.
Eliza już chciała protestować, wmawiać, że rada pomoże, odnowia pierścień
ale Sara ponownie przerwała. Wzięła w wolną rękę twarz siostry i szeptała:
-Nic już nie pomoże, takie jest moje przeznaczenie, zginąć mężnie. Będę walczyć choć nie wygram.
-Nie.. nie..
-Muszę kochana-zabrała rękę- opiekuj się nią dobrze, zagłębiaj ją we wszystkie tajniki świata. Gdy przyjdzie czas, pozostaw ją, ona wszystkiego dokona.
-Dla ciebie najdroższa zrobię wszytsko.
Wzięła koszyk do swoich rak.
Natomiast przybyła ściągneła złoty pierścień z palca. w jego środku był rubin.. wyblakły rubin. taki jak ludzkie serce po miłosnej rozterce.
Martwe.
-Przekaż jej to- wcisnęła pierścień w dłoń drugiej kobiety.- Ja, jej ojciec i wszyscy Bogowie bedziemy was bacznie chronić. Bądź zdrów, wychowaj ją tak, jak nasza matka nas.- po tych słowach pełnych bólu ucałowała
pokrywkę koszyka i obłożyła błogosławieństwem. Na koniec otarła łzę spływająca po policzku Elizy.
Odeszła ku zejścu ze schodów.
Odwróciła się ostatni raz i rzekła:
- Ma na imię Wiktoria, a to imię sławione będzie.
Rzuciła się biegiem w dół.
Samotna Eliza szepnęła w przestrzeń przed sobą:
"WIKTORIA ZNACZY ZWYCIĘSTWO"
i przyciskając koszyk do piersi zniknęła w cieniu mieszkania.
Koniec wstępu ;p
Mam nadzieje, że się spodobało.
to poczatki mojego pisania ;))
Zapraszam do obserwowania i oceniania.