Księżyc oświetlał ulice. Szłam całkiem sam chodnikiem. Raz po raz słychać było cichutką muzykę i urywki rozmów. Co chwilę odwracałam się, aby upenić się, że nikt za mną nie idzie. Bałam się. Drżałam ze strachu i przerażenia, ale też było mi zimno... Skręciłam w wąską uliczkę gdzie nic nie oświetlało drogi nawet księżyc schował się za chmurami. W pewnym momencie usłyszałam ciche kroki i poczułam czyjś oddech na karku. Zaczęłam biec. Chciałam się odwrócić, ale w tym momencie ktoś na mnie naskoczył. Zaczęłam krzyzeć z przerażenia.
-Jezu, umarłabym na zawał. Myślałam, że to jakiś zboczeniec. A to tylko Ty....
Wtedy przygryzłam wargę i zaczęłam iść dalej. Will szedł obok. Szliśmy w ciszy. Gdy dotarliśmy pod mój dom pocałowałam go w policzek. On się uśmiechnął. Weszłam na klatkę schodową bez słowa. Gdy dotarłam do mieszkania, zobaczyłam, że Will czekał aż wejdę do mieszkania. Uśmiechnęłam się do siebie, usiadłam na parapecie i patrzałam jak odchodzi w ciemności.
M.W.