Photoblog.pl

Załóż konto

 

2015/04/07   

człowiekukochajjakzwierze

« następne   poprzednie »
człowiekukochajjakzwierze
Powiększenie
Kategoria:
ważności

 

 

 

there's a grief that can't be spoken, there's a pain goes on and on,
phantom faces at the window, phantom shadows on the floor,
oh, my friends, my friends, don't ask me what your sacrifice was for,
empty chairs at empty tables, where my friends will meet no more.

 

 

 

powyższe zdjęcie jest prawdopodobnie najbardziej rozczulającym mnie obrazkiem stworzonym moimi własnymi rękoma, a nawet powiedziałabym, że z udziałem jednej. gdy tutaj pisywałam, wspominałam, jak ogromnie fascynują mnie tatuaże i jak niewyobrażalnie pragnę ich na swoim ciele, zadziwiające, że wystarczył tylko rok, żebym zdążyła upiększyć nimi swoje przedramiona. najpiękniejszym aspektem związanym z tatuowaniem jest te poczucie spełnienia, ta bezgraniczna satysfakcja, która towarzyszy każdemu spojrzeniu na Twoją "dziarę" (a miało być kolokwialnie, ale w sumie kto powiedział, że będzie tak, jak chcę), świadomość, że coś, co tworzyło się z Twoją pomocą, co pierwotnie powstało w Twojej głowie, będzie towarzyszyło Ci do końca wszechświata, na zawsze Twoje, z Tobą, a jeśli wybierzesz odpowiednio, jeśli wystarczająco obmyślisz powód, przyczynę, genezę, symbolizm, nawet samą estetykę, przy każdym kolejnym spojrzeniu będziesz dokładnie wiedział, o czym masz myśleć, a ta myśl za każdym razem będzie sprowadzać na Twoją twarz uśmiech, a w sercu rozgrzewać tę samą radość, świetne, prawda? nawet jeśli tylko ja w ten sposób to odczuwam. zresztą, kiedyś się tutaj pochwalę swoimi, jakąś treść tej bezceremonialnej stronce trzeba nadać. z dniem dzisiejszym kończy się przerwa świąteczna, ciekawi mnie prawdopodobieństwo możliwości, że w tym niereligijnym kraju kiedykolwiek ową niereligijność uświadomią sobie na tyle, by i takowe przerwy i dni wolne całkowicie usunąć, pewnie nie, pewnie już zawsze wszystkie Jezuski nosić w serduszkach będziemy, pewnie warto, skoro z tego tytułu można otrzymać kilka dni wolnych. w każdym razie otrzymany czas wykorzystałam nader przyzwoicie, bo pomijając wszelkie malunki i gryzmolenie po ścianach, przypomniałam sobie kilka dość starych pozycji z kinematografii, i to nawet tej polskiej, ładnie tak sobie poprzypominać rzeczy dobre, i tego przypomnienia też warte. puentę jakąś szykuję, może nawet się nią pochwalę, zaczynając może mocniej światowo, niezależnie który raz dane mi będzie oglądać Les miserables (tę ekranizację z 2012 na podstawie musicalu, który był "wyreżyserowany" na podstawie powieści Victora Hugo, powtórzę, adaptacja, na podstawie, doszło do Was, to kluczowe słowa, które każdemu samozwańczemu krytykowi powinny ugrząźć w gardle), przy każdym będzie mnie identycznie miażdżyć, emocjonować, poruszać i sprawiać, że po piątej minucie filmu zalewam się łzami i przez jego resztę oglądam raczej łapiąc oddech, aniżeli w spokoju, teoretycznie niewiele potrzeba właśnie mnie, żeby wywołać u mnie reakcje jakiekolwiek, niezależnie czy łzy, czy euforię, ale Nędznicy zawsze i bez wyjątku będą górować u mnie na liście zdecydowanych "trzeba zobaczyć, koniecznie-koniecznie", bo nawet jeśli ktoś nie lubi musicali samych w sobie, tematyka jest naprawdę nietuzinkowa i wręcz niepodważalna, żeby z jakiegokolwiek powodu się z nią nie zapoznać, a gdy do tego dołączy się śpiewającego Wolverine'a w pięknym wdzianku, chyba nie ma potrzeby dopowiadać więcej. a teraz może bardziej lokalnie, a lokalnie nawet mocno, bo scenarzystą obu filmów jest Wojciech Kuczok (mój ulubiony pisarz swoją drogą i choć pisanie książek wychodzi mu lepiej niż scenariuszy, to i tak każdy podziwiam, bo naprawdę się da), nawet zdołałam zobaczyć chronologicznie, bo pamiętam, że najpierw wzięłam się za Pręgi (2004), bo przecież Gnój, moja najukochańsza lektura i moja najidealniejsza perełka, dopiero później Senność (2008 może, a może się mylę, a może nikogo to nie obchodzi), i o ile książkami jestem zafascynowana niewyobrażalnie, tak ekranizacjami, bo tutaj już mowa o ekranizacji faktycznej, niemal idealnie odzworowującej, po prostu nie pokrywają się z moimi wyobrażeniami na tyle, ile bym tego chciała, ale ładnie jest i tak, daję słowo. w Pręgach głównym wątkiem jest sam Gnój, zmiany w scenariuszu polegają wyłącznie na ukróceniu czy całkowitym wyeliminowaniu niektórych akcji, no, z dwie są może dodane, dialogi przeplatają się z kilkoma wstawkami z Widmokrągu, ot, tyle, w Senności też usłyszałam jakieś tam Widmokrągu fragmenty, poza tym reżyserowane wedle książki o tym samym tytule, choć wątki homoseksualne dosyć przeinaczone, chyba, żeby było "grzeczniej" i nie szokować perwersją, wydaje mi się, że z jednej strony dla własnego spokoju polecałabym osobom, które styczności z książkami nie miały żadnej, bo wtedy nie będzie pękać im serce, gdy Pięknisia zobaczą ochrzczonego Bystrym, a w jego roli Bartka Obuchowicza (serio, serio-serio, seeeriooo), z drugiej dopiero po przeczytaniu i filmy można w jakiś troszkę spaczony sposób pokochać, bo to jednak te same historie, ci sami bohaterzy, te same wątki, które tak się uwielbia, też nie wiem, czy wszystko odczuć i zrozumieć odpowiednio jest możliwość, gdy ma się z nimi styczność dopiero na ekranie, i tak, myślę, dopóki nie zacznę inaczej, że warto się z nimi zapoznać, bo jednak niewiele mamy ładnych, smutnych, polskich, dajmy na to, że "nowoczesnych" pozycji filmowych, na które i patrzeć jest miło, i słuchać się da, a przede wszystkim po seansie rzygać się nie chce mózgiem własnym, kurwa, mój szyk zdania choruje na Mistrza Yodę. ach, oglądałam tegoroczne Węże, zeszłoroczne zresztą też, żeby nie było, że zrobiłam to wyłącznie ze względu na Mietka (żartowałam, wyłącznie dla niego przeznaczyłam na to dwie godziny swojego życia), w którejś kategorii pojawiły się Zbliżenia właśnie ze scenariusza Kuczoka i obawiam się, że WŁAŚNIE w kategorii o najgorszy scenariusz, nie, żeby mnie to jakkolwiek bolało (znów żart, bo aż mi serce stanęło, przecież jak to, Wojtka Wężem nagrodzić, czymcie mie, bo sie przewróca), ale obronię się faktem, że jeszcze z owym filmem nie miałam przyjemności, i właśnie pytanie do Was - wie ktoś, coś, gdzie, jak zobaczyć bym go mogła? może gdzieś w internetach, może ktoś ma wersję DVD, próżne nadzieje, ale na pewno będę polować, a jeśli prawdą okaże się zdanie większości, że film nieudany okropnie, jest opcja, że się zabiję, wyskoczę przez okno, ewentualnie trochę połkam w poduszkę i obrażę się na cały świat. ale kiedyś mi przejdzie. 

 

puenta, miała być puenta, którą prawdopodobnie już zapomniałam, więc poimprowizujemy trochę. pamięta ktoś, gdy Kamienie na szaniec wyszły w kinach, a jakaś małoletnia dziewczynka skomentowało to słowami "tak, gdyby istniała taka książka, to bym ją przeczytała"? albo czy ktoś miał kiedyś przyjemność oglądać Pottera w towarzystwie jego największego fana, który książkowy przebieg zdarzeń zna na pamięć i potrafi każdy jego brak w filmie przytoczyć? oczywiście, że rozumiem śmiechy, chichy, nawet zdenerwowanie, gdy któraś ekranizacja nie spełnia naszych oczekiwań w pełni, chodzi o ten malutki szkopuł - czy to źle, że dzieciaki najpierw zobaczyły ekranizację, która, o ile je zaciekawiła (a przecież tak, bo filmowa postać Rudego, prezencja jego znaczy) przekona je do zapoznania się z książką? czy to źle, że nawet jeśli samej książki nie przeczytają, zapoznają się z ogólną tematyką utworu, zdobędą jakąkolwiek świadomość, bo są tworami XXI wieku, tykania namacalnych książek się brzydzą, a filmowa wersja jest jedyną, która będzie im odpowiadać? czy to niedobrze, że ekranizacja Pottera, to tylko przykład, może dokładniej, ekranizacja Nędzników nie odpowiada całkowicie i w każdym szczególe wersji pierwotnej, pisanej? przecież to jedynie adaptacje, to jedynie podstawy, na których buduje się ogólną fabułę i stara przedstawić to, co najistotniejsze, niektórym wpadnie to w gusta, innym mniej, ale przecież mimo tych braków to nadal filmy piękne, cudownie zrealizowanie, ze wspaniałymi zdjęciami i ścieżką dźwiękową, nadal opowiadające o tym samym, w czym tak zakochaliśmy się w książce. przecież nie sposób odzworować dokładnie-wszystkiego, przecież po to są książki, żeby mówić, opisywać, przekazywać więcej, przecież właśnie to w nich najpiękniejsze, czy naprawdę warto aż tak mieszać w to kinematografię? i czy ludzie faktycznie potrafią tylko pluć, szczekać i skwierczeć? i na tym zakończę. 

 

ach, tak naprawdę nie mam żadnego pojęcia o niczym, o czym tutaj wspomniałam i absolutnie nie zalecam kierowania się swoimi odczuciami na podstawie czegokolwiek, co tutaj wylałam. także, no. oglądajcie fajne filmy. 

 

 

5 komentarzy
darkmaster23  - 22/05/2015 11:25:34
Fajny szczuro :)
schulz23  - 07/05/2015 18:52:47
przecudowne!
zainterpretowana - 08/05/2015 17:45:50
Ciebie czytać jeszcze milej, polubiłam.
schulz23 - 08/05/2015 21:28:29
dziękuję! i wzajemnie!

mojeszalonezycie  - 07/04/2015 20:28:47
ładnie
zapraszam do mnie

Najnowsze wpisy

umarłminiepamiętnik.

 

niewierzężekeczuptokrew.

 

nazywamsięniebo.

 

widmokrąg.

 

nieobecna.

 

człowiekukochajjakzwierze

 

toniejestpierwszywpismoimili