Mała deska, duży żagiel...
A na desce tona dwieście.
I płynie.
Dziwne.
Ale mnie plecy bolą.
Tylko plecy?
I nogi.
Aha...
I ręce.
No tak.
I wszystko.
Rozumiem.
Spadłam sobie akurat z wdziękiem do wody i podnoszę się, kiedy obok mnie przepłynął tata na drugiej desce.
- Nie lansuj!
- Co?
- Ee... nie popisuj się!
- Aha! Bo jakichś trudnych słów do mnie używasz.
- ...
- To co, płyniemy do brzegu?
- A co robię od pół godziny.
- Aha. Bo nie wiedziałem właśnie. Nie bradzo widać, co...
*Maja wpada do wody*
- ...chcesz zrobić.