Siedziałam nad brzegiem stawu, opierając się plecami o pień krzewu strzelającego białym kwiatem. Szedł powoli, usilnie starając się ustalić kim jestem. Uśmiechnęłam się pod nosem będąc pewna, że kimkolwiek jest, nie pozna mnie. Po pierwsze wychodzę na zewnątrz niezmiernie rzadko, poza tym pół twarzy przysłaniały mi okulary. Przyłożyłam puszkę do ust i pociągnęłam porządny łyk. Zlizałam koniuszkiem języka kroplę płynu, która się wymsknęła. Moje kubki smakowe rozpoznały słodycz.
Spojrzałam w bok. Robiło się coraz chłodniej. Podniosłam się niechętnie, dopiłam pepsi i zgniotłam puszkę. Westchnęłam. Trzeba iść pozrywać te fiołki...
- Kto w naszych czasach zbiera fiołki? - zapytała retorycznie Z. Położyłam książkę na trawę i zaczęłam wyszukiwać fioletowych kwiatków. Z oparła się o pień lipy. Przyłożyłam fiołki do nosa i zaciągnęłam się zapachem. Skrzywiłam się, niemal nie czuć było ich naturalnego zapachu. - Widzisz? Czekałaś kilka dni, mając nadzieję, że ktoś w końcu z tobą pójdzie. Masz tylu bliskich dookoła, a nikt nie ma czasu na zrywanie z tobą fiołków...
Zebrałam jeszcze kilka i poszłam przed siebie. Znałam jeszcze jedno miejsce, gdzie powinny rosnąć. Zbierałam je tam, kiedy wracałam z przedszkola.
- Wiesz, jaki morał z tego płynie? - zapytała, myśląc pewnie nadal o fiołkach. Milczałam. - Nie warto czekać, aż ktoś w końcu zlituje się i dotrzyma ci towarzystwa; jeśli czegoś chcesz, po prostu wstań i weź to. Nie bój się osamotnienia. Ono nie jest takie gorzkie, jak mówią.
Pomyślałam, że już od dawna nie czułam się samotna i podejrzewałam, że ten stan szybko się nie zmieni.
Stanęłam przed lipą, rozglądając się za fiołkami.
- Kto w naszych czasach zbiera fiołki? - zadumała się ponownie.
Kątem oka zauważyłam moją siostrę, która szła ze swoim chłopakiem. Obejmowali się w pasie. On pocałował ją czule w czubek głowy. Uśmiechnęłam się do siebie. Zerwałam kilka kwiatków, które nieco lepiej pachnęły.
- Kto w naszych czasach zbiera fiołki?
- Nawet zakochani - powiedziała z melancholią w głosie A - tego nie robią. Idą, śpieszą się, a przecież obok ich stóp rosną kwiaty. Dlaczego się nie zatrzymają? Dlaczego nie zadumają się, nie spojrzą sobie bez słów w oczy, nie pochylą się i nie zerwą fioletowych pachnideł?
Usłyszałam śmiech i krzyki, więc spojrzałam za siebie. Gimnazjaliści obu płci obrywali młode pęki bezbronnego kasztanowca.
- Kto w naszych czasach zbiera fiołki? - Z skrzywiła usta.
- Kwiat grocholińskiej młodzieży... - mruknęła A. - Aż żal myśleć, że oto właśnie przyszłość Polski...
Miałam nadzieję, że nie ma z nimi Młodego.
Wzięłam książkę w rękę i ruszyłyśmy do domu.
- Kto w naszych czasach zbiera fiołki?
- Tylko marzyciele - odpowiedziałam w końcu. - Romantycy, idealiści, którzy potępiani przez społeczeństwo udają cynicznych szaraków. Tylko my zbieramy fiołki. Z - skierowałam się bezpośrednio do niej - jeśli kiedyś przestanę je zbierać, przypomnij mi, kim jestem.