Oglądałam kolczyki. Nic mnie jakoś szczególnie nie zaciekawiło, więc poszłam dalej. Zatrzymałam się przed półką z duperelami dla facetów. Nagle mnie olśniło.
- Ma pan scyzoryki? - zapytałam.
Facet wychylił się na krześle i spojrzał na mnie z miną, która świadczyła o tym, iż zastanawia się, czy nie robię go w balona.
- Scyzoryki?
Nie, lalkę barbie.
- Właśnie tak.
Wstał i bardzo powoli do mnie podszedł, patrząc z lekkim niepokojem. Ściągnął z półki jedną sztukę i wręczył mi go.
Spojrzał na mnie, jakbym była psychopatką. Stojącą przed nim z zakrwawioną siekierą. I ludzką głową w ręku.
- Niech pan tak na mnie nie patrzy - powiedziałam najłagodniej, jak umiałam. Rzucił mi spłoszone spojrzenie i wreszcie nie wytrzymał:
- Po co ci scyzoryk?
~
Teatralnie wywróciłam oczyma.
- Po co scyzoryk, po co scyzoryk - przedrzeźniałam ją. - A do czego służy scyzoryk? Jestem w plenerze, potrzebuję nożyk, cyk! i jest. Otwieracz do puszek? Ależ naturalnie! Nożyczki? Są. Śrubokręt? Obecny. Co wy wszyscy tak się dziwicie?
- No wiesz... jesteś dziewczyną, masz siedemnaście lat... to trochę nie pasuje.
Nigdy nie mówiłam, że jestem normalna.
Ech...
Trzy literki, a zawarte w nich całe moje dzisiejsze rozważania.