Zdjęcie zrobiłam, gdy szłam wczoraj do kina, by pokazać Kujawom, że u nas choć raz jest ładniej.
_____________________________________________________________________________________
Coma wyciągnęła mnie dziś na powierzchnię.
Ledwie zdążyłam pochwalić się, że znowu sypiam jak księżniczka snem sprawiedliwego, zaliczyłam prawie bezsenną noc.
Nie zdawałam sobie sprawy, że można w tak ekstremalnie niewygodny sposób nie pasować. Odczułam to całą sobą i gdy wieczorem przestałam zajmować mój mózg czymkolwiek, byleby nie tą układanką, potok myśli wdarł się między zwoje jak szalona powódź stulecia niosąca za sobą połamane drzewa zawodnego wyparcia, zwaliste kamienie faktów i kilometry mułu gorzkiego posmaku zrozumienia.
NienienienienienieNienieNienienieNienienienienieNieNieNieNIeNIeNieNIENIENIENIE
NIE
Nie pamietam kiedy ostatnio przed czymś tak się wzbraniałam. Każda komórka mojego ciała reagowała kategorycznym odrzutem na jakiekąkolwiek wizję.
No i co.
Człowiek to jednak zwierze proste i podłe.
Z drugiej strony ta nowa metoda obronna działa dość dobrze. Dopinguję jej z ukrycia, aby nie zapeszyć, bo przecież pojawiła się znikąd, weszła cała na biało i podarowała mi 3 dni ponad dziewięciogodzinnego, nieprzerwanego snu. To wiele po tygodniach budzenia się co godzinę.
Choć i tak wszystko we mnie mięknie i aż czuję, jak wątłe wici słabej woli napinają się do granic możliwości, trzymając się tylko na słowo honoru. Wtedy odwracam wzrok i przypominam sobie o oddychaniu, jak podczas wbijania gwoździ u fizjoterapeuty.
Denerwuje mnie ten dysonans między jasnymi, silnymi, logicznymi, niezaprzeczalnymi argumentami rozsądku, którego jasny szlag trafia, gdy ja z uśmiechem nieświadomego i beztroskiego dziecka brnę dalej i dalej, a debilnymi, autodestrukcyjnymi (nie bójmy się tego słowa! trudno przyznać przed samą sobą, co, gołąbeczko?), ulotnymi i naciaganymi uczuciami. Denerwuje, bo ja przecież dobrze wiem, że muszę nauczyć się odpuszczać.
They say: let go, let go, let go, you must learn to let go - tak mi śpiewają na playliście do samochodu. Zawsze uśmiecham się przy tym krzywo i brzydko.
Kiedyś dam radę. Może nawet szybciej, niż mam odwagę przypuszczać.
W najgorszym wypadku dałam sobie przecież deadline.
I prędzej padnę, niż go przekroczę.
A Coma robi mi dziś tak dobrze. Uwielbiam do nich pisać. Aż czuję jak moja wątła Wena dostaje skrzydeł.