Dziś na spacerze, słuchając chrzęstu piachu pod butami zrozumiałam, że muszę w coś wierzyć.
Ostatnio niestety NIESTETY wierzę w ludzi, bo spotykam samych miłych i sympatycznych (niech to się nie kończy, spasiba, dobranoc).
Ale teraz mam inny punkt wiary.
Kiedy na ustnym polskim przyszpanowałam z tym Ojcem chrzestnym, pani numer 1 skwitowała mniej więcej tak:
Teraz przydałoby się, aby wydarzyło się coś, co nakierunkuje cię dalej.
Więc wyglądałam znaku.
Kiedy ludzie pytają mnie, co chcę robić w życiu, mam przygotowane dwie odpowiedzi: dla tych, którzy nijak mnie nie interesują (No cóż, studia, potem pewnie praca) oraz takich, którzy wzbudzili we mnie sympatię (pisać książki i grać w piłkę ręczną).
Ta druga jest prawdziwym pragnieniem.
Więc kiedy teraz siedzę w pokoju, a serce uspokaja rytm, te dwie sprawy się łączą.
Bo, widzicie, w zeszłym roku zajęłam 3 miejsce w konkursie literackim. W tym roku zajęłam 1.
Widać, że się rozwijam. Widać, że ludzie nawet chcą mnie czytać.
Może...
O Boże. Niech to będzie znak.
Obiecuję, że będę sumiennie przykładać się do rozwijania talentu. Tylko niech to będzie znak.
Pażałsta.
__________________________________________________________________________
Aha
I pozdrawiam pana Helikoptera, dzięki któremu wygrałam zakład.
Miłe uczucie.