Ostatnio za dużo mówię i popełniam niezłe gafy. Trochę męczę się samą sobą. Chciałabym zrobić siebie reset.
Ale jak? Pochlastać się, czy coś? (Ha-ha-ha)
I zdarza mi się siedzieć i roztrząsać ich słowa. Czasem chciałam o nich komuś powiedzieć. Ale gryzłam się w język, bo osoby, które znają mnie od lat, spojrzałyby na mnie dziwnie.
Bo jak można mnie podziwiać? Kobieto, jak ty mogłaś powiedzieć mi w oczy, że jestem twoją idolką? Jak można powiedzieć coś takiego osiemnastoletniej dziewczynie? Dziewczynie, która niemal nieustannie myśli o tym, że jej nie ma? Jak można powiedzieć komuś, kto martwi się tym, że jest szalenie przeźroczysty, że ma się nie zmieniać? Jak można powiedzieć dziewczynie, która zazdrości wyrazistości nawet nieznajomym, że jest charyzmatyczna?
Jak można powiedzieć; "Nie martw się, poradzisz sobie w życiu, bo kto jak nie ty" komuś, kto nie wie, co ma robić w swoim życiu? Kto nie wie tego do tego stopnia, że czasem chciałby po prostu wysiąść?
Przerażam się tą myślą. Przeraża mnie, wyrzucam ją z głowy, a potem rzucam się na nią i sycę jak psychicznie chora. Oglądam wzdłuż i wszerz. A potem jeszcze raz, na około. Jak chora umysłowo sycę się nią, a potem znowu czuję przerażenie spowodowane tym, że mogę być nią tak zafascynowana. I znowu ją wyrzucam. I po jakimś czasie sama wraca.
Myjąc ręce zastanawiałam się, na ile to była prawda, a na ile pijacki bełkot. Przez cały czas patrzyłam na to z przymrużeniem oka, aż do momentu, kiedy porównał mnie do swojego ulubieńca. Otworzyłam nieco szerzej oczy, czując jak jego łzy wsiąkają w mój sweter. Na ile to była prawda, myślałam patrząc w swoje tęczówki w kolorze ohydno-nijakim, a na ile pijacki bełkot?
Ostatnio za dużo mówię i popełniam niezłe gafy. Męczę się sobą, bo mnie nie ma. Męczy mnie to nie-bycie. Nie mam problemów i nie chcę ich mieć. Ale nie mam nic. Nawet jedzenie mnie nie cieszy (!) , żołądek mi się skurczył, czy coś. Tylko muzyka jest w porządku, choć przestała mnie tak przenikać. Książki nieco męczą. Ohydno-nijakie oczy bolą od czytania.
Wyłącz mnie na jakis czas.
Choć tego nie chcę. Nic nie chcę. Wiesz, jak to jest, nic nie chcieć? To nawet gorsze od tego, gdy się coś chce, a nie można tego mieć. Wszystko jest constans, a na resztę nie mam wpływu. I czym tu się przejmować? Czym? Czym zdefiniować SIEBIE?
To nawet nie jest pustka. Pustka to też coś. P-u-s-t-k-a. Pustka to aż sześć liter. Ja nie jestem nawet nimi.
Nie jestem nawet niczym.
To bardzo dziwne. I bardzo niegodne polecenia. O nie.