Hejj!
To niesamowite, jak ulotne jest ludzkie życie. Pojawia się i znika niczym cień powstający przy zasłonięciu słońca chmurami. Jednego dnia żyjemy- rozmawiamy, śmiejemy się i przeżywamy chwile zapisujące sie w naszym umyśle jako wspomnienia; następnego- milczymy, leżąc w drewnianej trumnie, obserwujemy, jak naszą śmierć przeżywają nasi bliscy, pocieszając ich dusze.
Mimo tej świadomości ludzie wciąż stawiają czoła trudnościom, dążą do wymierzonych sobie celów. Codziennie rano, budząc się, nie myślimy o tym, ile nam jeszcze zostało do śmierci, ale o tym, aby jak najlepiej przeżyć kolejny, nadchodzący dzień.
Śmierć przychodzi szybko i niespodziewanie. Myślę, że to dobrze. Mamy szansę żyć bez odliczania czasu, który nam pozostal, czujemy, że mamy na wszystko jeszcze czas. A dbanie o to, aby nasz byt tu był jak najbardziej pożyteczny, obowiązuje nas całe życie, nie tylko pod jego koniec.
Dziś mija ponad miesiąc od śmierci mojej cioci. Niedawno wróciłam ze mszy w jej intencji. Ciocia miała 77 lat. Przeżyła okrucieństwo wojny i obozu koncentracyjnego, ale mimo tego była szczęśliwą kobietą, aż do końca jej dni. Gdy byłam małą dziewczynką codziennie wraz z babacią przychodziłam do niej i słuchałam jej opowieści, żartów. W jej domu miałam swoją filiżankę i krzesełko, na które tydzień przed jej śmiercią usiadłam (tak, stara 17-letnia dziewczyna usiadła na nim dupą dotykając podłogi). I przypomniało nam się moje dzieciństwo. To, jak codziennie ciągnęłam babcię ze słowami: Babcia, chodź do cioci Leosi....
Ciocię zawsze będę wspominać dobrze, bo na to zasługuje. Może Was nie interesuje ta notka, ale ja napisałam w niej co czuję i wylałam swoje uczucia i wspomnienia....
Ciociu Leosiu, spoczywaj w pokoju, pamiętam o Tobie <3 <3
Bajo