Kołobrzeg, bijacz.
Przepraszam za to, że jestem zabójczynią. Przepraszam, że bronie swoich poglądów. Przepraszam, że nie wszystko akceptuje. Jestem jaka jestem i nic tego nie zmieni. Dzisiaj kolejny dzień uciekania z domu. Siedzę w tej szkole i siędzę, nawet jeśli już mnie ciągnie do wyjścia, ale za drzwiami będzie tylko gorzej.
Sprawdzian z fizyki. Na początku totalna zaćma, co mam robić?, wszystko mi uleciało. Wpatrywałam się tepo w kartkę, słychać było tylko bicie zegara. Stop, nie, muszę zacząć, I JEST, wróciło, olśnienie. Napisałam, skorzystałam ze ściągi, ale napisałam, były wątpliwości, ale cóż, mimo wszystko poradziłam sobie, a potem były już tylko kolejne dzwonki , śmiechy, udawane uśmiechu i uciekanie przed Wrogiem. Przed Nim. Przed bólem. Trudno udawać, że wszystko jest dobrze, przyklejać maskę beztroski i nie ściągać jej z twarzy. Potem w domu wszystko ulatuje, emocje, kotłujące się we mnie, wypływają strumieniami. Krzyk, łzy, strach, a przede wszystkim Ból i tęsknota za nadzieją, która umarła.
Trwam. Czekam. Nadziejo, wróć.
" Jak można nie jeść schabowego i mielonego? " hahah.