Gettin' It Done

No i ognisko powitalne było. Ogień palił się dzień, my chlaliśmy dwa.

Drugi dzień nie był planowany, ale zakładam że takich rzeczy się zwyczajnie nie planuje.

Inne zupełnie plany kleiłem na wczoraj.

Nieco jeszcze pluszowy siadłem więc rano (12:40) do tego co powyżej - z kwadratową głową o dziwo udało mi się przyswoić jeszcze trochę wiedzy. Fajne kursy, trzeba rozważyć zakup.
Tylko dlaczego licencja czasowa? Z drugiej strony hajsy wcale niewielkie, stosunek zł do godziny kursu korzystny.

Ostatnie czego się mogłem spodziewać po pół roku opierdalania się na L4 to awans. I nie spodziewałem się.
I dostałem :D

Od poniedziałku będzie pięknie. Ale co jedno się poprawi to się drugie spierdoli. Czuję się chwilowo jakby mnie ktoś wsadził na psi zaprzęg gdzie zamiast saniami masz tylko dwie narty a przed Tobą dwa rzędy po cztery spore psiny naginają przed siebie na złamanie karku. I to po dzikim terenie.
A ja ani zaprzęgiem.
Ani na nartach.
Ani nie pamiętam czy kiedykolwiek tak szybko.

Odpierdalam jakieś rzeczy niestworzone starając się po drodze nie wypierdolić, czasem dostanę gałęzią w twarz, czasem śnieg się spod łap psich oderwie i też popędzi na spotkanie z moim (Basia) brzydkim ryjem.

Mam niby pisać materiał, cośtam mam. Mam niby nie dać sobie urwać palców ani głowy ani godności na szkoleniach. Mam pokazać że mi zależy i zaryzykować wszystko bez choćby cienia szansy, bez żadnej wskazówki która mówiłaby "dobrze robisz". Za to mam wrażenie że robię źle.

Zapierdalam. To znaczy psy. Ja za nimi.
Śnieg.

Ross from Friends - Gettin' It Done




Miłej reszty niedzieli życzę.

PS
Pamiętaj o soczewkach.