Właśnie się tak czuję. Jakby wywalono mnie do śmieci przeszłości, gdy tylko kupiło się nową parę.
Wiem, że to ja wszystko muszę niszczyć, tym swoim charakterem. Uparta, nie wrażliwa, nie miła... itp.
Nie wiem czemu taka jestem.
Ale nawet jeśli mam serce z kamienia to je czuję.
Ból gdy zajebista osoba, z którą po prostu rewelacyjnie mi się gadało.. Odrzuca nagle moją przyjaźń. W takich momentach nie wiem co mam robić? Walczyć o każdą nić porozumienia z tą osobą, czy pozwolić aby naszą znajomość już całkowicie pochłonęła ziemia?
Chciałabym przeprosić wszystkich których zraniłam i mogę nieświadomie zranić.
Przez parę dni starałam się aby jednak, jakoś dogadywać się z tą osobą. Ale najwidoczniej JA już jestem niczym.
Trafnie to ujęłam. Niczym. I pomyśleć, że kiedyś czułam coś do takiej osoby, coś głębszego.
Jeszcze raz przepraszam.
Ale ja już mam tak zniszczone moje serce, że każde dodatkowe odepchnięcie...
Miażdży je.
Tylko jak długo to wytrzymam?
Poprawka!
Wczoraj jak gadałam z Marta to wyszło, że MĘŻCZYŹNI to DWULICOWI *****, ZAKŁAMANI ****, BAAAAAKA!
To wszystko co chciałam dodać....
(ale jednak bez nich nie da się żyć -.-)