jedna z niewielu rzeczy, które mogę z możliwie najmniejszym bólem spożyć, osome ;/
uświadomiono mi przed godziną, że muszę wyjść z domu... DO KOŚCIOŁA. no tak, pierwszy piątek.
zdycham, ale wątpię, aby ksiądz Łukasz był na tyle wspaniałomyślny, aby to zrozumieć. trudno, przecież głupi podpis ważniejszy.
z perspektywy czasu jestem coraz bardziej zła na wczorajszą rozmowę.
a przez Krystiana tęsknię za sytuacją z wakacji...
popierrdulone -,-
dobra, zaraz trzeba zacząć się ogarniać.
bye.