tak sobię siedzę i rozmyślam.
przez całe życie poznajemy mnóstwo ludzi. jednych lubimy bardziej, innych mniej. w sumie od czego to zależy że ktoś staję się naszym przyjacielem a ktoś wrogiem..
ktoś jest naszym przyjacielem, a później nagle coś się psuję. przestajemy mieć z nim kontakt i zaczynamy nowy rozdział w życiu. a o dawnych znajomościach zapominamy.. kiedy widzimy starego znajomego na ulicy ledwo stać nas na 'cześć', albo wogóle już tego nie słyszymy.. to jest jak dla mnie chore. bo przecież kiedyś ktoś był naszym wielkim ziomkiem, zrobilibyśmy dla niego wiele, łączy nas z nim tyle wspomnień. nowe towarzystwo, zmiana poglądów. ja rok temu miałam całkiem co innego najebane w głowie. pewnie za kolejny rok znowu będzie inaczej. ciężko więc wogóle myśleć o jakichś planach na przyszłość. bo w krótkim czasie nasz cały światopogląd może się zmienić. bo w sumie po co żyjemy? po co na ten świat przychodzimy? trzeba sobie postawić jakiś cel w życiu i do niego dążyć. trzeba żyć dla kogoś. ale najważniejsze chyba żeby żyć z tą świadomością że jutro wszystko może się całkowicie zmienić..
ja kocham najbardziej na świecie moją eM. dla niej żyję i z nią wiąrzę swoje plany na życie. myślę że co by się nie stało na zawsze będziemy razem. wbrew wszystkiemu. jest dla mnie całym życiem i nie wyobrażam sobię że kiedyś to się może zmienić.
jeszcze 33 dni. i na zawsze razem ;)
pozdrowienia przede wszystkim dla mojej eM.ale również dla dziewczyn które kocham. :*
pees. proszę was, nie piszcie 'ładnie'. to banalne i głupie. jeżeli macie coś napisać to skomentujcie przede wszystkim notkę.