No dobra oficjalnie zaczęły mi sie wakacje więc może wreszcie coś napiszę, chociaż przyznam ze nie chce mi sie niemiłosiernie... Ach to lenistwo...
No to od czego by tu w sumie zacząć? Hmmm... Chociażby od tego że jestem na drugim roku. Dwie poprawki zdane, tak w kit co prawda, no ale nie to najważniejsze. Mam teraz 10 dni legalnych wakacji przed sobą i nie zamierzam nic z nimi robić. Mam wolną chatę, bo rodzice sobie tydzień miodowy w Lądku zrobili, więc moje wakacje mają tytuł "Tylko ja, pies, anime i Pratchett". No i na dodatek "dwa żubry i spokój"
Hmmmm to może teraz coś o nieoficjalnych wakacjach, tych z przed poprawek jeszcze. Jak pisałem w poprzedniej notce wybierałem się na eurotripa. Tak się wybierałem i wybierałem no to się w końcu wybrałem. Wyszedł nie do końca tak jak chciałem ale i tak była to niezła przygoda. Najpierw pojechaliśmy do Czech. Już drugiego dnia tripu byliśmy w Pradze, właśnie z niej jest zdjęcie, na którym Rzuf(pewnie mnie zabije za wstawienie go no ale cóż) ratuje czeską świnkę. Połaziliśmy trochę, zmokliśmy trochę, pożonglowaliśmy trochę(ale krótko bo straż miejska nam zakazała), spędziliśmy noc w mcdonaldzie a potem poranek na moście Karola i pojechaliśmy dalej(teraz to brzmi banalnie ale tak naprawdę to mieliśmy spore kłopoty z wyjazdem z Pragi...). Z Pragi pojechaliśmy z jedną przesiadką do Brna(chociaż tak naprawdę probowaliśmy jechać do Budejovic i do Linz... no cóż nie można mieć wszystkiego). Wbrew czeskiej kinematografii w Brnie nie było sexu... ponownie stwierdzam że nie można mieć wszystkiego. Po przebrnięciu przez Brno zabrnęliśmy pod granicę z Austrią, gdzie spędziliśmy noc rozbijając się na polu przy sklepie wolnocłowym. Tak właśnie minęły nam Czechy. Następne państwo opisze innym razem bo aktualnie kompletnie mi się nie chce.
I jeszcze kawałek na dziś:
Velvet Revolver - Let It Roll
No i w sumie to wszystko co chciałem napisać.