No. Więc już po wszystkim. Zatańczyłam poloneza, i starczy mi "długo wyczekiwanych imprez" na najbliższe dziesięć lat. Poszło na to w chuj kasy, ale się jak najbardziej ołaciło, w końcu byłam ksienrzniczkom. Ogólnie był splendorrr na maksa. Nie tańczyłam, oczywiście zbyt wiele, bo tańczenie szkodzi. I biedna Emila bedzie miała gips przez trzy tygodnie, bo kaleka zwichnęła nogę. Może byłoby jeszcze bardziej zajebiście, gdzyby nie moja kochana, boląca głowa (migrena!) i ogólne złe samopoczucie. No ale nic to. Fotografowie odwalili lipę. Nie puszczono naszej muzyki. Ośmioosobowe stoliki to w sumie chujowy pomysł. Ale i tak było miło. ;3
No doba. To teraz w końcu trzeba się wziąć za naukę. I za siebie też. A moje chęci maleją. Nigdy nie miałam tak masakrycznych ocen. ; o No ale ostatnie pare miesięcy. Dam radę, muszę. Teraz już nie martwię się o to, że matura mi pójdzie chujowo, ale czy w ogóle zdam. Nienawidzę polskiego.
;*