Wracając na wieś z Wrocławia uwielbiam słuchać...ciszy.
Dziś jest wieczór, w którym rozbrzmiewa jak symfonia,
świetliki latają wkoło,
delikatny wiatr owiewa ciało,
herbata ogrzewa dłonie,
huśtawka lekko się buja,
nade mną rozpościera się majestatyczny wielki wóz,
w powietrzu czuć zapach lipy, maciejki i delikatną nutę róż,
a na przeciwko, w oddali można dostrzec delikatne pomarańczowe rozbłyski,
tuż nad linią horyzontu.
Obserwowanie burzy jest fascynujące. Zbliża się. Nikt nie jest tego świadomy. Wtedy cisza jest doskonała.
Mieszkam na górce, podchodzę na skraj i rozpościera się przede mną widok niesamowitego pokazu siły, kiedy zaczynają pojawiać się linie błyskawic - wiją sie jak w tańcu, jak w dramatycznym tangu z moulin rouge.
A moment, gdy zaczyna padać deszcz? Słychać pojedyncze krople spadające na liście. Można się w tym zatracić.
"I tylko gorzki posmak został ze mną...trzyma z całych sił