Dziś o tym, co na co dzień z myśli wypieram.
No bo czy jest dobrze? Jest.
Jestem dumna i zadowolna z każdego aspektu mojego życia. Ale co pod spodem? No właśnie...
Przecież wszystko to jest takie ulotne. Takie niestałe. Nawet ja, dziś jestem, jutro może mnie nie być. Dziś jestem kocham, jestem kochana, ale to nie jest na zawsze. Nic w życiu nie jest na zawsze. Kiedyś już chyba o tym pisałam, więc może się powtarzam, ale to chyba coś co przeraża mnie najbardziej. Że najbardziej niezmienną częścią życia jest jego zmienność. A gdzie poczucie bezpieczeństwa, które można osiągnąć w swego rodzaju stagnacji? Mój własny obraz mnie właśnie kłóci się z samym sobą - no bo gdzie ja, taka powsinoga, taki wolny strzelec - i stagnacja? Może z wiekiem coś się zmienia. Może zmienia się wraz z rodzicielstwem. Prawdą jest to że podczas tych wszystkich moich poszukiwań nowego, ciekawego, tak naprawdę szukam tego, co już znam , co już sprawdziłam, tego co daje mi namiastkę wolności ale jest boleśnie przewidywalne. Może unikam już tego świata który mnie coraz bardziej przytłacza ( naprawdę ludzie wolą gonić na pokemonami niż ze sobą rozmawiać??!!), może ja chcę wrócić do tego co znajome, choć niepozbawione szaleństwa.
Patrzę na siebie i swoje życie i widzę jaką ogromną drogę przeszłam, jaki przeskok zrobiłam na przestrzeni ostatnich paru lat. Widzę co zyskałam, a co straciłam.
Kiedyś wchodziłam do pokoju pełnego ludzi i zastanawiałam się czy mnie lubią. Teraz zastanawiam się czy to ja lubię ich. Jestem pewniejsza siebie, wiem czego chcę. Idę na jakość, nie na ilość. Wiem też, co mi nie pasuje i czego unikać. Jestem szczera sama ze sobą.
Przeważnie:-)
Staram się nie myśleć schematami, unikać tych schematów na co dzień. Ale muszę mieć ten stały punkt. Choćby jedną rzecz, by wiedzieć, że ten świat jeszcze totalnie nie zwariował. Ale chyba się łudzę:-)