Mój groźny, prawie 4 – miesięczny tygrys. Tak. Widać, że rozszarpałby bez skrupułów.
W rzeczywistości, jest to malutka tygrysica o uroczym imieniu Luiza. A jej największą zdobyczą jak na razie była wielka ćma. Więc nie jest taka groźna na jaką wygląda. :P
Bywają jednak zwierzęta bardzo nieobliczalne.
W piątkowe popołudnie, udałam się z odwiedzinami do Dominiki. Szłyśmy sobie więc do miejsca jej zamieszkania, prowadząc dialog. Moje czujne oczy natychmiast ujrzały dwa konie, skubiące sobie trawę tuż przy drodze. Był to miły widok, gdyż uwielbiam te zwierzęta.
Dzielił je od nas niski płotek. Nagle jeden koń poderwał się do galopu, wierzgając tylnymi odnóżami. Przelękłyśmy się. Zarżał, odwrócił się na pięcie – choć jej nie posiada i zaczął galopować w naszą stronę. Płotek, który nas dzielił od tego dzikusa wydawał się teraz jakby miał 5 centymetrów. Kiedy nas minął ( na szczęście nie chciał skakać przez płot. ) w tym szalonym galopie, niespodziewanie z jego czteroliterowej części ciała wydał się odgłos. Hm. Śmiałyśmy się w porywach do 10 min. xD Nadal mam ten odgłos w uszach. xD
W każdym razie, zwierzęta bywają nieobliczalne.