Przeglądając się w lustrze i oglądając niektóre zdjęcia dochodzę do wniosku, że kolor moich kłaków jest straszliwie chujowy. Także farbujemy się, nie ma zmiłuj.
Czas iść do przodu, mimo straszliwej niechęci i niemocy. Życie to nie bajka czy sen, nie jest zbyt łatwo. Trzeba skończyć z iluzją, marzeniami nie do spełnienia, straszliwym moralniakiem.
Jednak, mimo wszystko, cieszę się, że jedna osoba jest wciąż somewhere around. Czasami boli jego obecność. Ale podnosi też na duchu. Daaaaanke. :*
Nie chodzi tu więc o to, czy ktoś jest słaby, czy silny, tylko - czy może przetrwać miarę swojego cierpienia, moralnego czy fizycznego.