^ Towarzycho. Widoczek z: w trakcie sesji zimowej.
Godzina coś koło 17, znowu ćwiczenia z podstaw fizyki, przed kilkoma dniami...
Liczymy zadanie z prądu, zadanie na prawo oczek Kirchhoffa. A właściwie liczy je Mateusz. A że Mateusz jest pro, to układ równań rozwiązuje za pomocą macierzy. I tak przekształca mozolnie tę macierz; przekształca ją przez jedną tablicę, przez drugą tablicę, przez trzecią tablicę....
W najwyższej sali na Wydziale Fizyki jest tak cichutko, przytulnie, sennie... Bujam się na krzesełku, opierając się plecami o przeszkloną klatkę schodową, w której wnętrzu kręcone schodki prowadzą na prawdziwą Wieżę Astronomiczną, właściwie bardzo podobną do nowego obserwatorium w Liceum Wolności, z tym tylko, że tutaj ono działa...
Nagle w bok szturcha mnie Agata. "Michał, Michał, zobacz a tam, jak on zapisuje tę macierz, to nie powinny być odwrotnie minusy?" Spoglądam, patrzę, drapię się za uchem. "Mam powiedzieć?", pytam. Agata wzrusza ramionami.
No to wstałem, idę, bo przecież jak można rozpoznany błąd pozostawić na ogląd publiczny... Pada na mnie pytający wzrok doktora, mówię, że idę tylko coś sprawdzić, po co więcej, przecież i tak zaraz pokażę palcem... Przepisuję jedno z równań układu, żeby było widać skąd mój niepokój i ku konsternacji wszystkich dźgam krędą pierwszy wiersz pierwszej macierzy z całego rzędu macierzy ciągnącego się przez trzy tablice...
- Skoro mamy takie równanie, to wydawałoby się, że tu w miejscu 1 powinno być -1, a w miejscu -1 powinno być 1.
Odwracam się. Ludziska kiwają głowami, że rzeczywiście, że mogą się z tym zgodzić. Spoglądam na Mateusza. Stojący trzy tablice dalej Mateusz wbija we mnie wzrok, spojrzenie jest mordercze, twarz ma czerwoną, wręcz buraczaną, a na przemian białą z furii, usta ściśnięte, twarz zacięta, cały wyprężony jak do skoku, głowę otacza mu chmurka gorącej siarki buchającej z nozdrzy... To chyba czas najwyższy, by ewakuować się na z powrotem miejsce.
Usiadłszy na swoim miejscu, staram się ukryć twarz pod kapturem bluzy, jak świętokradca i banita. Spod opadającego na oczy materiału widzę, jak Mateusz z wszystkimi żyłami wywalonymi na czole ściera z namaszczeniem swoje macierze, swoje dzieci, jedno po drugim, tablica po tablicy...
Mateusz siedzi już na miejscu, policzył, dokończył, wrócił. Kładę mu ręce na ramiona, mówię: "Mateusz, nie miej mi za złe, wiesz, że nie mogłem postąpić inaczej". Mateusz: "No wiem, spoko. Tylko przez chwilę chciałem Cię zabić".