Jak co weekend Ludek i Chyli wraz z gronem przyjaciół postanowili wybrać się do Clubu.
Jak postanowili tak też zrobili. Zaczęło się tradycyjnie u Świtka [(jedna z ośmiu muz mit. Grec.) ale o nim w innym rozdziale]. Tomasz zwany dalej Świtkiem bardzo często miał wolne mieszkanie notabene mam Tomka często podróżowała po kraju.
Wracając do meritum sprawy lokal na ulicy Jeleńskiej opuściliśmy o godz. 20:39 na lekkim rauszu. W samochodzie bujało, nasze błędniki wyraźnie niee były przygotowane na taka jazdę, ale już po 15min dotarliśmy na uczelnie ( WSBwP- Wyższa Szkoła Baletowa w Płośnicy – wydział Trance-u i House-u). W clubie jak to w clubie blachy blachy blachy i pełno chemików. OK. godz. 24 lekko nie ogarniający Stasiu przyczłapał z 0,5 boskiej ambrozji, to był moment. Obudziliśmy się ok. godz 4:21 na parkingu przed blokiem. W sprzeczności z grawitacją zwiewnie opuściliśmy samochód, po czym udaliśmy się na śniadanko, twarożek wg przepisu Stasiowej babci ‘’najlepszy po …….. imprezie ;] ‘’
Cdn.
:[damyrade]