tyle pieknych chwil, namietnych pocalunkow, wymienionych spojrzen i usmiechow, wspolnych oddechow, niezrozumialych sytuacji, niewybaczalnych bledow, bolesnych klamstw, nieczulych slow nauczylo mnie zyc tak jakby jutra mialo nie byc. kazda sekunda, ta przepelniona szczesciem i ta przepelniona bolem pokazala mi jak funkcjonowac w swiecie.. pokazala jak sobie radzic... nauczyla stawiac czola wszystkiemu co napotykam na swej drodze... i mimo, ze czesto upadalam to potrafilam sie podniesc... mimo, ze plakalam w srodku to potrafilam sie usmiechac... mimo, ze wiele stracilam to potrafilam wiele zyskac... mimo, ze bylam nie raz zraniona to potrafilam w tym morzu niepowodzen odnalezc swoja mala wyspe szczescia. mala, malutka... ktora mimo, ze czesto jest podtapiana przez slona wode powstala z nieszczesc i niepowodzen, to i tak w koncu sie wynurza i widac na nowo niebo, slonce i po raz kolejny mozna wziac oddech... taki gleboki... za wszystkie szczesliwe dni... za te chwile ktore sa i nigdy nie odejda w zapomnienie. i tak jest cudownie. tak mogloby byc... az do konca moich dni... ktore podobnie jak dni innych sa policzone... kazde zycie dobiegnie konca, ale ja wiem, ze umre kiedys z usmiechem na ustach, a ostatnie zdanie jakie wypowiem, bedzie brzmialo tak: wszystko co zrobilam w swoim zyciu, probowalam robic jak najlepiej. na wszystko co mam, pracowalam dlugo.. na tego faceta nie zasluzylam... ale jest i byl najlepszym co mnie w zyciu spotkalo... i przepelniona tym szczesciem... zamkne oczy...
Kocham Cie Misiu! <3 :*