ej, nie wiem co się dzieje..
czuję, że zatoczę zaraz to pierdolone koło.
nie mogę, przecież jestem świadoma konsekwencji (!)
no co się dzieje....
jestem szczęśliwa.. wszystko się układało..
to skąd mi się wziął ten pierdolony stan depresyjny ?!
boże, boże... booże.. naprawdę, mam już w chuj dość tych wahań..
sa momenty kiedy nawet nie zwracałam uwagi na to, że tracę Was..
pewnie już potraciłam, ale no.. nie rozumiecie..
to nie jest tak, że ja robię to wszystko bo chcę...
mnie napadają jakieś dziwne nastroje.. i ja wtedy nie potrafię działać inaczej..
chociaż jestem świadoma tego, że tak już wielokrotnie było.. że nie mogę znów..
ale no kiedy tracę sens.. nic się nie liczy.. to okropne.. doskonale o tym wiem.. ale ciężko cokolwiek zdziałać w tym momencie.. cieszę się, że potrafię już się przyznać przed sobą, że coś jest nie tak i widzę, że nie jest dobrze... coś z tym zrobię na pewno, udam się do pedagog, psychologa..
dlatego nie chciałam, żebyście się przywiązywały... bo ja nie panuję nad tym jeszcze, a naprawdę.. nie chcę ranić, nie jestem po to, żeby ranić...
samej sobie też nie pozwalam na uczucia, żeby się nie przywiązać... bo samej sobie dziś nie ufam jeszcze..
Iza.. ja nie chce się płaszczyć, przepraszać, tłumaczyć jak kretynka..
krótko mnie znasz, mówiłam Ci o swoich wahaniach nastroju...
ale mimo wszystko przepraszam. przepraszam, bo doskonale wiedziałam, że tak może być, a mimo to pozwoliłam Ci się przywiązać, dopuściłam Cię do siebie...
i przepraszam za to, że tak egoistycznie uciekam... ale uciekam tylko po to, żeby Cię czasem nie zranić..
samo to, że się martwisz, stresujesz, smutasz.. dopierdala mnie okropnie. nie masz nawet pojęcia jak mi chujowo. ale potraktuj to może jako jakąś cenną lecje życia.. (?) nie można sie przywiązywać zbyt szybko.. i ledwo poznanego człowieka nazywać wspaniałym..
to chyba na tyle.. tak po prostu musiałam.. ;x