Wybaczcie, że was zasypuje tymi brzydkimi zdjeciami swojego ciała... ale dopiero kiedy je tu wrzucam widze jak gruba jestem i ze mam poważny problem, ktory zresztą zajadam.
Wczoraj bilans nie był idealny, ale pod wieczór... masakra.
Umówiłam się z kolegą, który nie będę ukrywać, podobał mi się. Za bardzo mi się spodobał! Ja byłam u niego na filmie jakiś czas temu, było miiiło... teraz on miał do mnie wpaść na rozciąganie, bo sam zaproponował, że fajnie by było razem coś poćwiczyć. Miałam nadzieję, że wyjdzie z tego coś naprawdę fajnego, bo jest raczej porządnym facetem, mimo, że leniwym trochę. Ale olał mnie, napisał, że nie wpadnie bo źle się czuje.
I to nie jest tak, że ja panikuję, że mnie olewa bo raz coś napisał, tylko to moja wina, że nie wyszło bo to ja niestety bardziej się o niego starałam niż on o mnie. Przepis na porażkę to starać się o faceta. Mimo, że wiedziałam o tym, bezmyślnie pisałam do niego, zagadywałam itp itd... no trudno, nie ten to następny.
W każdym razie w wyniku tej porażki, jaką było napisanie że nie przyjdzie 20 minut przed tym jak miał się pojawić, ja stojąc ze szmatą w ręku kiedy sprzątałam dom, postanowiłam pójść do sklepu po piwo, chipsy, czekoladę i to zjeść oglądając "Dziennik Bridget Jones". Jak pomyślałam, tak zrobiłam.
Oprócz tego wszystkiego zjadłam jeszcze dużą miskę płatków, 3 kawałki ciasta od mamy, batona, cukierki... po czym szłam to zwymiotować. Kur*wa, logika moich czynów jest niepodważalna :/