W dzisiejszym świecie każdy z Nas chciałby być kimś. Chciałby przypodobać się każdemu człowiekowi na świecie. Z punktu widzenia nastolatki wygląda to jakby gra. Gra z samym sobą. Tylko że nie ma w niej ani wygranych, ani przegranych. Walka toczy się nieustannie. Zaczynamy popadać w kompleksy. Szukamy u siebie wad, przestajemy widzieć zalety. Ja też tak mam. Przynaję się bez bicia, że nie jestem idealna. Nikt nie jest. Większość osób kiedy znajduje u siebe wadę redukuje ją. Inni ignorują to i szczerze zazdroszczę. Kolejni zakładają maski idealistycznego człowieka, który żyje w ich głowie. Ludzie tacy na siłę próbują się zmienić. Nie redukować. Zmienić. Ludzie to zauważają bo taka osoba chce przypodobać się innym. Wspominałam już o tym. Niektórzy nie zdają sobie sprawy jak bardzo niszczy im to życie. Nie szanują siebie przez co inni nie szanują go. Skąd o tym wiem? Sama to przeżywam. To się nie skończy, ale jestem świadoma, że kiedyś uda zminimalizować mi się to tak bardzo, że nie bedzie to zauważalne dla mnie jak i dla innych. Póki co walczę. Jednak maska którą dokładnie wykreowałam powoli staje się niewidoczna. zaczyna spadać. Ale czasem czuję się jak narkoman na głodzie. Muszę, muszę założyć ją w całości. Chociaż na chwilę. By pokazać samej sobie że nie jestem tylko brzydkim kaczątkiem. Jest to dla mnie uczucie jakbym wzieła dwie działki heroiny. Taka wolna. Taka idealna.