W porządku świata tego.
Początkowo wielkim zadowoleniem cieszyc się, miec radosc ze zwykłego wiatru czy jednego promienia słońca, który przecina szarosc i uderza w moją twarz. Chodząc, oczekując uśmiechu na twarzy zwykłego przechodnia, pozdrawiając cały świat. Byc w stanie, ktorysprawia, ze człowie nie zauważa rzeczy złych, myśli w sposób niezwykły, a jego problemem jest tylko włos opadający na oko. Człowieczeństwo stuprocentowe z brakiem tych piędziesięciu. Jedna chwila, godna zapamiętania, druga chwila, która sprawia, że się zapomina o złym, trzecia chwila, która przytłacza i zmusza do myślenia.
Problem ze złapaniem chwytu C-dur, czarna koszulka i stołek naprzeciwko. Szukanie folii aluminiowej i zadymiony pokój. Poszukiwanie książeczki do nabożeństwa i ser pleśniowy. Wracam w środku nocy z otwartą szybą w aucie ulicą Panewnicką. Mały wóz i świecące się drogi w świetle sztucznego światła z góry. Wielkie pozdrowienia z zabrzańskiego bruku i pięciomiutowe zastanowienie z kwestią na scenie: tak to tak, nie to nie. Myślenie prawie nieustanne o tym, jak postrzegac ową osobowosc. Naiwne. Niepotrzebne nadrabianie drogi, która mogła by krótsza, szybsza i cieplejsza. Coś za coś, ale nie wiem do teraz czy było warto, chyba nie. Analizowanie każdego posunięcia i ważenie słów. Nienaturalnosc towarzysząca zmęczeniu sobą. Próba wytłumaczenia swojego zachowania, wymyślanie argumentów usprawiedliwiających siebie, próba przypodobania się. Zastanowienie nad postępowaniem, próżnością. Stawianie stopy z tym uczuciem, z posiadaniem jednej myśli w głowie, która sprawia, że się czuje to. Od pięty do końca dużego palca. Wszystko pod kontrolą. Wtedy, idąc, patrząc, paląc, gadając, czekając, pijąc, pianka. Deszcz, tłum, chwila zastanowienia, spojrzenie w lewo, odjazd. Opartą o zimną ścianę byc osobą, która zamiast istoty żywej posiada kłębek, na którego postac składa się stary arbuz. Nieumiejętnosc określenia własnego położenia, brak odpowiedniego podejścia. Chcąc byc wszedzie tam. Wymyślanie, robienie wszystkieo pod to.
Zamartwianie się, moje i innych. W końcu wyznaczenie mety, koniece rajdu. Uczucie niezależności, lepszego rozumowania. Sinusoida na współrzędnych, które na osi rzędnych przyjmują wartości ujemne. Ale malejąca, czy rosnąca? Szukanie punktu zaczepienia we wszystkim, chwila uniesienia. Mimo to ciągła myśl w tamtym kierunku idąca. Zboczenie z drogi. Rozmowa na innej fali, podniecenie innymi nutami, które tworzyły tą krótką, burzliwą, z większością emocji, już nieaktualną pieśń. Poukładac wszystko w jedną całosc, odnowienie, re re re. Stawac pomiedzy jednym a drugim. Rozdarcie, tost z keczupem. Tego chciałam. Rzucic w kąt tą zepsutą piosenkę. Jedyne oczywiste, najlepsze rozwiązanie. Znowu uniesienie, brak złego. Ale jednak ciągła obecnosc starych stop klatek. Dziwnie wyglądasz, jak nie ty. Ładnie chociaż? Zajebiście! Tak, to tutaj, tu jest mi dobrze. Stwierdzenie, że akurat teraz, w tym miejscu, robiąc właśnie to, jest mi najlepiej. Mimo pewnej rzeczy, chciałabym wtedy zatrzymac czas. Prosze mi wybaczyc.
Zeschła róża w pustym ogrodzie, na środku, nawet bez chwastów wokół siebie. Brak koncepcji na organizację. Z jednym obrazem przed oczyma. W barwach błękitu. "Miej serce i zaglądaj w serce... Nie jestem głupcem, a mimo to szaleję i nie rozumiem co się ze mną dzieje." FL
Móc wypełniac coś, byc warunkiem czegoś, miec dla tego znaczenie.
Nie potrafię sobie poradzic, żałosne to jest.. To nie ja.
.