Hahahahaha, omg, ostatni fragment mojego życia jest tak niedorzeczny, że można chyba tylko siedzieć i się śmiać.
Tak też postanowiłam zrobić.
Więc siedzę.
Z rozhahaną japą.
Chociaż niebardzo jest się z czego śmiać.
Ale nic innego nie pozostaje.
Zaczęłam się zastanawiać.
Tak to jest, jak się wszystko stawia na jedną kartę.
Nie ma odwrotu.
Brniemy w to dalej.
Głębiej.
Codziennie wstajemy rano i myślimy, którą maskę dziś założyć.
Która pasuje do sytuacji.
A co, jeśli nie założymy maski?
Co, jeśli nie wstaniemy z łóżka?
Nic.
Nikogo to nie obchodzi.
Dopóki nie mamy żadnych obowiązków, absolutnie nic się nie stanie.
Gorzej, jak je mamy.
Wtedy resztkami sił wstajemy, wybieramy pasującą maskę.
Nie wiedząc, po co.
Wszyscy żeście powariowali.
Naprawdę widzicie w tym cel?
Wierzycie w to?
Co Wam strzeliło do łba?
Kto Wam to wpoił?
Skąd możecie wiedzieć, że to prawda?
Co zrobicie, jak dowiecie się, że nie macie racji?
Pewnie to samo, co ja.
Usiądziecie i zaczniecie się śmiać.