PODSUMOWANIE ROKU 2013.
Od samego początku przyznam, że rok 2013 był najdziwniejszym rokiem, jaki kiedykolwiek pamiętam. W sumie wydarzyło się w nim praktycznie wszystko.
Rok zaczął się w sumie nie zbyt ciekawie. Wszystko wydawało się być dobre, a tak na prawdę odwróciło się przeciwko mnie. Każdy dzień był beznadziejny. Wszystko, co mogło zawieść - zawiodło. Myślałam, że już nigdy nie będzie lepiej. Ale jednego dnia zmieniło się wszystko. Sądziłam, że taki rzeczy dzieją się tylko w filmach czy książkach, ale spotkało to również mnie. Nikt mi nie wmówi, że cuda się nie zdarzają. W tym dniu, tak na prawdę zaczęłam być Echelonem, nie miejąc pierwotnir tego świadomości. Kochałam Marsów już od dłuższego czasu i rozumiałam ich słowa, ale nie potrafiłam wcielić w życie. Wtedy stało się coś co pozwoliło mi zaufać i zaryzykować. Każdy pojedynczy dźwięk The Kill i każde słowo czułam jak przenika moją duszę i mogłam nareszcie wykrzyczeć z głębi serca - Fighting for a chance, I know now - THIS IS WHO I REALLY AM. Rozumieć te słowa, a je poczuć to zupełnie co innego. Zaufałam Marsom i nie zawiodłam się. Postawili mnie na nogi, nauczyli jak muszę żyć, żeby być sobą, pomogli uwierzyć w spełnialność marzeń i pokazali mi jak o nie walczyć. 6 czerwca znalazłam się na ich koncercie w Berlinie, co już uważam za cud nad cudami. Mimo, że od tamtego dnia minęło już ponad pół roku, potrafię opisać każdą sekundę tamtego dnia. Oczekiwanie w kolejce, bieg pod scenę, dopadnięcie barierek, wyjście Marsów na scenę, rozmowy z Echelonem, każdy kolejny utwór, każde spojrzenie, każde słowo. Kiedy tylko o tym myślę, nie potrafię uzmysłowić sobie, że mówię o wydarzeniach, które autentycznie miały miejsce. Wszystko wydaje mi się najwspanialszym snem. Pamiętam chwile po koncercie, kiedy nie poddałam się mimo i wielu przeszkód kolejnym niewyobrażalnym cudem zawołałam Jareda i podszedł do mnie... Was it a dream?.. Zamieniłam z nim kilka słów, spojrzał się na mnie, uśmiechnął... może wydawać się to Wam żałosne, ale fakt, że udało mi się dotknąć i spotkać człowieka, który tak naprawdę uratował mi życie jest dla mnie jednym z najważniejszych. Odzyskałam prawdziwą siebie. Zaczęłam wreszcie pracować na moje marzenia. Pracować ciężko i wytrwale. Na każdym kroku widzę, jak wiele zawdzięczam Marsom. Gdyby nie Shannon, Tomo i Jared nie miałabym też tak wspaniałej rodziny, jaką jest Echelon. Kocham Was strasznie mocno xoxo
Kontakty z rodziną i nieechelo-przyjaciółmi również się bardzo poprawiły. Potem, co by nie było zbyt kolorowo, moja najkochańsza przyjaciółka od 9 lat - Patrycja (która właśnie śpi obok mnie, bo jest godzina 6.15 i tylko mnie cisną rozkminy życia w takich godzinach xd) wyjechała na kilka lat do Francji. Widujemy się raz na trzy miesiące... każdego dnia tęsknię... Jesteśmy dla siebie jak Shannon i Jared... więc wyobraźcie ich sobie rozdzielonych... już wiecie jak się czuję.
Gdyby nie Marsi, znów pewnie nie byłoby ze mną za wesoło. Ale Alibi pozwoliło mi się wypłakać i pozbierać. Teraz wiem, że jakoś sobie z wszystkim poradzę ;)
Teraz oczekuję dwóch koncertów - w Berlinie oraz Rybniku. Kolejny cud mnie spotkał, bo na pierwszy z nich posiadam bilet M&G... Przysięgam, że to do mnie nie dociera...
To tyle na podsumowanie roku 2013. Chciałabym podziękować wszystkim, którzy są ze mną, wspierają mnie i dają mi siłę do walki o marzenia. Przede wszystkim zespołowi 30 Seconds To Mars i całemu Echelonowi, a w szczególności Marceli, Julce W, Kindze W, Dominice K, Wiki, Natalii, Cujce, Adzie, Pawłowi, Ewelinie i wielu, wielu innym Echelonom, których mogłabym wypisywać tu bez końca, Julce T, Patrycji K, mojej kochanej Igle i rodzicom, bez których nic nie miałoby sensu. Kocham Was i dziękuję Wam za wszystko.
Marsowego Nowego Roku! xoxo