Skoro już jesteśmy przy śmierci... chciałbym zwrócić uwagę na pewien zastanawiający paradoks dotyczący ofiar wojen.
Podobno w czasach nowożytnych ludzie uzyskali równość, wolność, samostanowienie, demokrację i tym podobne wspaniałe zdobycze postępu, a świat dąży do pokoju. Podobno dawne wieki to ciemność, tyrania, ucisk, niewola i jedna wojna za drugą.
W takim razie dlaczego w takim okropnym dla prostego ludu Średniowieczu do walki ruszała klasa rządząca [król i rycerstwo, czyli posiadacze ziemscy] wspomagana przez dobrze opłacanych najemników, a niećwiczony w walce lud miast i wsi siedział po domach [i nie obrywał z wyjątkiem oblężeń oraz "swawoli żołnierskiej"], a w czasach nowożytnych - niby tak dla prostego ludu wspaniałych - klasa rządząca siedzi w swoich gabinetach [a po wynalezieniu bombowców - w podziemnych bunkrach], natomiast na linię frontu posyłany jest tysiącami prosty lud wyciągnięty siłą ze swoich domów?
Jest szokujące, że wojny średniowieczne uznaje się za większe barbarzyństwo, niż wojny nowożytne. Do czasu rewolucji antyfrancuskiej wojny prowadzone były przez niewielkie armie złożone z zainteresowanych - tzn. z klasy rządzącej oraz opłacanych profesjonalistów [najemników]. Władze rewolucyjne musiały jednak sięgnąć po nowe środki w celu obrony swoich cennych "zdobyczy postępu" [np. gilotyny], gdyż znalazły się w stanie wojny ze swoimi sąsiadami. Stąd wziął się pobór - każdy departament miał dostarczyć rządowi trzysta tysięcy żołnierzy. Swoją drogą - ów pobór był właśnie kroplą, która przelała czarę goryczy w Wandei i doprowadziła do buntu w owym departamencie. Niestety, większość departamentów dobrze wywiązała się ze swojego zadania, a ogromne, choć z początku słabo wyćwiczone armie Republiki zdołały obronić rewolucję przed europejskimi Monarchiami. Ze względu na swoją skuteczność pobór na stałe zagościł w europejskiej myśli militarnej - doprowadzając w końcu do ogromnych rzezi w czasie I i II wojny światowej.
Można jednak spojrzeć na to tak - zawsze walczy nominalny suweren. W średniowieczu szlachetnie urodzeni, dzisiaj lud. Ale prawda nadal jest taka, że rządzą ci, co są u władzy - tyle że kiedyś to oni dla posiadania tej władzy nadstawiali karku, a dzisiaj każą nadstawiać tego karku swoim poddanym. Na szczęście postęp technologiczny powoduje odchodzenie od koncepcji wielkiej armii poborowej w kierunku mniejszej, lecz dobrze wyszkolonej armii zawodowej - co jest rozwiązaniem jak najbardziej moralnym, gdyż służą w niej nie robotnicy, piekarze i nauczyciele, a zawodowi wojownicy, którzy znaleźli się tam z własnej woli. Pobór, czyli zmuszanie prostego człowieka do walki za interesy tych, którzy nim rządzą, jest pomysłem na wskroś złym, zbrodniczym i totalitarnym. Czyli pięknie pasującym do "ideałów oświecenia".
Zdjęcie: Cmentarz żołnierzy amerykańskich w Colleville-sur-Mer, Normandia, Lipiec AD 2009