UWAGA: poniższy tekst zabija wszystkich korwinistów w promieniu 10 metrów od monitora.
Wiemy już, że władza polityczna stanowiła do pewnego momentu naturalne rozwinięcie władzy rodzicielskiej, po czym nastąpił przewrót liberalno-demokratyczny i zamiast patriarchalnej piramidy, czy też sieci powiązań rodowych, mamy sztuczne, wszechmocne państwo wiszące niczym statek kosmitów nad równo rozwalcowanym społeczeństwem. W teorii, oczywiście - gdyż życie jest warsztatem hierarchii i w praktyce równość owa nie istnieje. Państwo wytworzyło piramidę biurokracji, która zinfiltrowana jest przez wpływy poszczególnych osób i całych grup interesu, do tego wręcz trzymana na smyczy przez potężne struktury finansjery, mafii i służb specjalnych, a w społeczeństwie miast sieci zależności rodowych utworzyły się nowe - własnościowe, szkolne, zawodowe, itp.
Liberalna umowa społeczna w praktyce więc nie istnieje, nadal można więc uznać, że władza polityczna pozostaje [karykaturalnym, ale zawsze] rozwinięciem władzy rodzicielskiej [choć oderwanym od niej jeszcze bardziej, niż tradycyjna monarchia], szczególnie jeśli patrzeć na to zagadnienie przez pryzmat arystotelejskiej teorii powstania państwa, która wychodząc od poziomu rodziny potrafi uzasadnić nawet dojście do tak okropnego ustroju jak demokracja. Po co ta teza? Zaraz się dowiemy.
Niedawno dowiedziałem się o przedziwnym wykresie sporządzonym na podstawie obserwacji tysięcy dzieci przez pewnego socjologa. Wykres ów opisuje style sprawowania władzy rodzicielskiej i wielce mnie zainteresował pod kątem politycznym. Posiada on dwie osie, jest przeto kwadratowy, niczym typowy układ współrzędnych:
http://img846.imageshack.us/img846/1245/parentingstyles.jpg
Jak widać, jedna oś to dyscyplina, a druga to miłość. Ilość jednego i drugiego opisuje jakimi rodzicami jesteśmy i do której ćwiartki wykresu należymy:
Neglectful Parent, czyli "rodzic zaniedbujący": mało dyscypliny i mało miłości. Najgorszy typ rodzica. Nie potrafi lub nie chce poświęcić dziecku czasu i uwagi. Produkuje dzieci z poczuciem porzucenia i głębokimi bliznami emocjonalnymi. Po prostu patologia, choć zdarza się nawet u ludzi zamożnych.
Permissive Parent, czyli "rodzic zezwalający": mało dyscypliny, ale dużo miłości. Rodzic taki nie potrafi sprzeciwić się żądaniom dziecka, pozwala na wszystko w obawie przed uszkodzeniem jego psychiki (tzw. wychowanie bezstresowe). Dzieci z takich rodzin czują się kochane, ale jednocześnie cechuje je mała pewność siebie i niskie poczucie własnej wartości. Wiem, brzmi dziwnie - ale to prawda. Przysięgam.
Authoritarian Parent, czyli "rodzic despotyczny": dużo dyscypliny, ale mało miłości. Rodzic taki nie potrafi okazać swoim dzieciom miłości, za to rządzi nimi żelazną ręką, wrzeszczy i rozstawia po kątach. Dzieci tak traktowane słuchają się ze strachu, ale narasta w nich chęć buntu. Bunt ów wybucha gdy dziecko dorasta i przestaje się bać swego rodzica.
Authoritative Parent, czyli "rodzic stanowczy": dużo dyscypliny i dużo miłości. Najlepszy typ rodzica. Gdy trzeba przywalić, to przywali, a gdy trzeba przytulić, to przytuli. Dzięki połączeniu jasnych reguł i silnej więzi emocjonalnej dzieci nabierają doń szacunku, dorastają zaś na ludzi radzących sobie w życiu i przekonanych o swojej wartości.
Tak... czy ten wykres czegoś nie przypomina? Ależ tak: wygląda tak samo, jak niesławny libertariański wykres-bożek, w którym jedna oś odpowiada wolności ekonomicznej, a druga światopoglądowej. Pomijając nieprawidłowość pomiaru tymi metodami, samo rozplanowanie ideologii na owym wykresie jest prawidłowe, choć nazwy nieco mylące:
http://liberalis.pl/wp-content/uploads/2009/11/image1.png
Cztery ćwiarki można po polsku opisać następująco:
Libertarian, czyli de facto wolnościowcy [wysoka wolność gospodarcza i wysoka wolność światopoglądowa].
Left, czyli de facto socjaldemokraci [niska wolność gospodarcza i wysoka wolność światopoglądowa].
Right, czyli de facto konserwatywni liberałowie [wysoka wolność gospodarcza i niska wolność światopoglądowa].
Statist, czyli de facto faszyści [niska wolność gospodarcza i niska wolność światopoglądowa].
Czy już wiedza Państwo do czego zmierzam? :)
Oś wolności światopoglądowej to oś dyscypliny, natomiast oś wolności gospodarczej to oś miłości. Z czego wynika, iż:
Socjaldemokraci to rodzice zezwalający. Rozpuszczają społeczeństwo przesadną opiekuńczością przy braku jakiejkolwiek dyscypliny światopoglądowej, czego skutkiem są ludzie zadowoleni, ale niesamodzielni - co obserwujemy dzisiaj w UE.
Konserwatywni liberałowie to rodzice despotyczni. Stawiają prawo na straży moralności, ale pozbawiają masy jakiejkolwiek opieki ekonomicznej ze strony władzy, co skutkuje krwiożerczym kapitalizmem i buntem mas robotniczych, gdy te przestaną się bać i poczują swoją siłę. Znamy przykłady z historii.
Libertarianie to zaś rodzice zaniedbujący. Nie interesuje ich to, co ludzie robią ze swoim życiem, nie interesuje ich to, co ludzie zrobią ze swymi pieniędzmi. Chcącemu nie dzieje się krzywda! Libertariański rząd [czy libertariański BRAK rządu] to rodzic spokojnie patrzący jak jego dzieci próbują wsadzić śrubokręt do gniazdka elektrycznego. Niestety - a może na szczęście - historia nie zna przypadków takich rządów. Chyba.
Kto nam pozostaje? Ależ tak - faszyści, czyli rodzice stanowczy! Dzięki połączeniu dyscypliny światopoglądowej oraz korporacjonizmu gospodarczego [nie, nie chodzi o władzę wielkich korporacji] rząd faszystowski obdarza społeczeństwo dyscypliną i opieką. Oczywiście dawne monarchie, plemiona i rody również mieszczą się w tej kategorii - wszystkie one posiadały jasne prawa moralne, a także - w pewnym sensie - kontrolowaną gospodarkę [feudalizm, system cechowy, gospodarka rodowa]. Dzięki tym cechom tak faszyzm, jak i tradycyjne monarchie oraz patriarchalne plemiona posiadają społeczeństwa zaradne i przekonane o własnej sile. Mimo to muszę nadmienić, że faszyzm jest bleblebleble i wcale a wcale nie jest najlepszą formą rządów, a tak w ogóle to wali mu z ryja ["Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa (...) podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2"].
Powie ktoś "to bez sęsu, dorośli to przecież nie dzieci!". A ja powiadam: dorośli to przerośnięte dzieci, tak samo jak narody to przerośnięte rodziny.
Zdjęcie: Wisła, Beskid Śląski, Luty AD 2008
Polecany link: Chip Ingram "Effective Child Discipline"